wtorek, 5 listopada 2019

Prolog

Na początku chciałabym podziękować dobrej duszy, którą jest Nina Avdeeva za to, że zgodziła się zostać Betą moich tekstów. Bardzo dziękuję! 💓 Zapraszam do lektury.

~*~

Czasami słowa nie są w stanie wyrazić naszych uczuć. Chcemy zapomnieć o cierpieniu, o przeszłości, jednak przez to jeszcze bardziej zaprzątamy sobie umysł wspomnieniami. Staramy się wymazać z pamięci złe czyny, oczyścić nasze sumienia z grzechów i zacząć wszystko na nowo. Czekamy na rozgrzeszenie, jednak mamy w głębi duszy świadomość, że nigdy ono nie nastąpi. Borykamy się z mroczną historią, która nawiedza nas na każdym kroku. Nie możemy od niej uciec pomimo licznych prób. Nie jesteśmy w stanie schować się przed złem, które wyrządziliśmy i uświadamiamy sobie, że niektóre błędy kosztują ludzi fortunę.
Nawet za ciemnymi kratami więziennej celi pamiętamy wszystko tak, jakby nasze występki miały miejsce poprzedniego dnia. Grzechy rozciągają się jak cienie: podążają za nami, są obecne zawsze i wszędzie wbrew naszej woli. Nie da się ich wymazać ani o nich zapomnieć. Niekiedy czujemy agoniczny ból rozrywający nas od wewnątrz. Próbujemy się uodpornić. Bywa, że upadamy, by próbować się podnieść. Toczymy walkę z sumieniem, jednak na próżno. Nie potrafimy skreślić złych momentów z naszego życia. Nawet nowa tożsamość nie wybawi od przeszłości nas samych.
Wciąż przed oczami widzimy krwawe obrazy, smutne twarze ludzi, którzy z naszej winy odpłynęli na drugi brzeg. Mamy krew na rękach. Dużo krwi. Splamione serce. Nic tego nie zmieni. Wiemy, że nie zdołamy tego naprawić. Pogrążamy się jeszcze bardziej, sunąc w złą stronę. Nie spoglądamy na drogowskazy, lecz mimo to brniemy naprzód.
Pragniemy zemsty, choć zdajemy sobie sprawę z konsekwencji, które nas czekają. Cierpimy jeszcze bardziej, ale powoli przyzwyczajamy się do bólu. Nie odczuwamy już strachu, tylko napędzającą nas adrenalinę. Popadamy w rutynę. Oswajamy się z bronią, mordujemy z zimną krwią i nie zamierzamy ponosić kary za własne przewinienia.
~*~
Kiedy 20 września 2001 roku dowiedziałam się o śmierci mojego ojca, coś we mnie umarło. Jakby jakąś część mnie zastąpiła pustka. Poczułam napływ emocji, który przeszywał mnie od wewnątrz. Krew pulsowała w skroniach. Zrobiło mi się słabo, twarz stała się porcelanowo biała, a kolana ugięły się i na moment straciłam panowanie nad swoim ciałem. Ręce zaczęły drżeć, oczy zaszkliły się, po czym wypłynęło z nich kilka łez, które błyskawicznie otarłam z policzków.
Serce tłukło się w piersiach. Czułam ogarniający mnie chłód i pustkę, która tym razem była większa niż zazwyczaj. Nic nie mogło jej wypełnić.
Moje oczy zapłonęły gniewem. Pragnęłam zemsty, obiecałam sobie, że dopadnę mordercę ojca za wszelką cenę.
Nie było trudno znaleźć adres mężczyzny, który odpowiadał za śmierć jednej z dwóch najbliższych mi osób. Poza przyrodnim bratem miałam tylko jednego członka rodziny. Być może nie był wzorowym ojcem, ale wciąż nim był.
Funkcjonariusze policji wszczęli poszukiwania winnego w całym stanie Kalifornia i wysłali listy gończe, poszukując śladu zabójcy. Ja natomiast dzięki znajomościom bez problemu namierzyłam miejsce, w którym ukrywał się sprawca. Przygotowałam się należycie do zadania, jak to miałam w zwyczaju. Zadbałam o ubranie i maskę zasłaniającą twarz, zabezpieczyłam ciemne włosy i nałożyłam na ręce rękawiczki.
Pomyślałam o wszystkim, co mogłoby mi się przydać, jak i zaszkodzić. Włamując się do systemu miasta, wyłączyłam kamerę, która ulokowana była w pobliżu miejsca, gdzie znajdował się domniemany zabójca. Jego położenie ustaliłam poprzez sygnał z telefonu komórkowego. Wskazywało na niewielki dom położony na uboczu, niedaleko miasta Santa Cruz.
Zaparkowałam swoim camaro na sąsiedniej ulicy i upewniłam się, że w pobliżu nie było nikogo. Księżyc był lekko przysłonięty przez chmury, postarałam się też, by uszkodzić system oświetlenia miasta. Ograniczona widoczność sprzyjała mojemu zadaniu.
Na podwórzu domu obok spał duży pies, więc musiałam uważać, aby go nie obudzić.
Udało mi się bezszelestnie wślizgnąć do mieszkania. W pogotowiu miałam broń krótką z zamontowanym tłumikiem oraz zestaw dwóch noży myśliwskich, które ulokowałam w kieszeniach. Omiotłam wzrokiem pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Mogłam dostrzec tylko słabe światło kinkietu tuż nad schodami prowadzącymi na piętro. Wydawałoby się, że byłam sama. Biorąc pod uwagę późną porę, zabójca prawdopodobnie odpoczywał.
Nie mogłam się mylić co do położenia. Sygnał wciąż wskazywał miejsce, w którym się znajdowałam. Poruszałam się, starając nie wydawać żadnych odgłosów. Stara, drewniana podłoga zaskrzypiała cicho, kiedy nastąpiłam na jedną z desek, co zaczęło mnie nieco niepokoić. Zaklęłam w myślach, ale kontynuowałam poszukiwania. Musiałam dobrze poznać dom i zbadać każde pomieszczenie, bym to nie ja została zaskoczona. Gdy przedzierałam się do niewielkiego salonu, skrzypiący parkiet odezwał się ponownie.
Wtedy to moją uwagę przykuło coś podejrzanego. Poczułam dziwny zapach, na środku pokoju dostrzegłam ciemną plamę, która mieniła się we wpadającym przez okno blasku księżyca.
Rozejrzałam się badawczo, po czym zbliżyłam zainteresowana. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam przed sobą ciało mężczyzny w niewielkiej kałuży krwi. Spoczywał on tuż za skórzaną sofą. Jego oczy przysłonięto wąskim kawałkiem materiału. Leżał w bezruchu, jakby zasnął.
Pochyliłam się nad nim, lecz kątem oka wciąż obserwowałam otoczenie. Zbadałam ciało, analizując rany brzucha zadane nożem. Mężczyzna wykrwawiał się bądź już nie żył. Krew była jeszcze ciepła i wciąż płynęła, więc — cokolwiek się stało — miało miejsce prawdopodobnie tuż przed moim przyjściem. Na głowie ofiary dostrzegałam wyraźne ślady pobicia. Podejrzewałam, że użyto do tego jakiegoś tępego narzędzia, prawdopodobnie kija bejsbolowego, choć nie mogłam tego stwierdzić na pewno.
Ostrożnie dotknęłam szyi mężczyzny, przy czym umazałam rękawiczkę ciemnoczerwoną cieczą. Wyczułam lekki puls. Wciąż żył.
Przyjrzałam mu się uważniej. Wyglądało na to, że przede mną znajdował się morderca, którego poszukiwałam. Nie mogłam w to uwierzyć. John Martinez we własnej osobie. Człowiek, który oddał strzał w stronę mojego ojca i nie spudłował.
Byłam wściekła. Kto mógłby tego dokonać? W mojej głowie zaroiło się od myśli, przez co nie mogłam się pozbierać. Zupełnie zapomniałam o tym, że facet jeszcze żył. Myślałam tylko o osobie, która mnie ubiegła i popsuła szyki. Nie byłam wdzięczna, a zła.
Wyrwana z rozmyślań nad ciałem zorientowałam się, że nie byłam sama. Odwróciłam się powoli, by zobaczyć spoglądającą na mnie osobę. W progu pomieszczenia stała jasnowłosa kobieta. Prawdopodobnie była partnerką mojego „celu”. Według informacji, do których dotarłam w czasie przygotowań do zadania, Martinez rozwiódł się z żoną kilka lat wcześniej.
Ubrana w zwiewną, nocną koszulę kobieta stała boso, wpatrując się we mnie. Nie mogłam dostrzec jej twarzy w całości, gdyż zasłaniała usta i nos dłonią. Do jej oczu napłynęły łzy. W drugiej ręce ściskała telefon, próbując go ukryć. Kiedy zauważyła, że na nią spoglądam, wrzasnęła panicznie. Krzyki obudziły śpiące na górze dziecko, które zaczęło wołać matkę.
Chwilę później mały chłopiec niezwykle podobny do Martineza — o czym świadczyły te same tęczówki i ciemniejszy odcień skóry — zbiegł na dół. Byłam tam zamroczona całą sytuacją, że nie dostrzegłam jego obecności.
Młodzieniec zatrzymał się, kiedy mnie zobaczył. Wstałam momentalnie i bez słowa skierowałam się powoli w stronę kobiety. Ona spojrzała na syna ze łzami w oczach i z powrotem przeniosła wzrok na mnie.
– Nie podchodź – warknęła, unosząc telefon ku górze. Łzy spływały jej po policzku. – Gliny już tutaj są – dodała, zerkając za okno.

Miała rację. Nie mogłam już uciec. Nie było odwrotu. Popełniłam błąd. Błąd, który kosztował mnie lata. Nie mogłam uciec. Było już za późno. Chciałam osobiście zabić człowieka, który uśmiercił mojego ojca, jednak ktoś mnie ubiegł. Ktoś, za kogo miałam odsiedzieć ładnych parę lat za kratkami.

______________________
Aut. Prolog wjechał 😊
Ruszyłam z nowym opowiadaniem, bo w sumie już dawno to planowałam. Problem jednak tkwił w szacie graficznej. Obecna nie wiem jak długo tutaj pobędzie, ale na razie nic innego nie wymyśliłam.
Mam nadzieję, że ktoś dotarł do końca i zostawi po sobie jakiś ślad 🙈 Będę wdzięczna. Pozdrawiam!

8 komentarzy:

  1. Z radością przyjęłam twoje zaproszenie i ciebie również bardzo ciepło zapraszam na mój blog, rzecz jasna o ile interesują cię takie tematy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przede wszytskim bardzo dziękuję za to, że umieściłaś w mailu linki do blogów. Już jakiś czas nosiłam się z poszukaniem opowiadań, które poczytam, a Ty tak naprawdę zmotywowałaś mnie i ułatwiłaś zadanie :D. Także przycupnę tutaj.
    Prolog jak to ma w zwyczaju intrygujący i pozostawiający niedosyt. Oczywiście ten taki pozytywny, że chce się więcej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że postanowiłaś wpaść i zostawić coś po sobie, no i za pozytywny odbiór :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Ten komentarz będzie dość gorzki, ale mam nadzieję, że jesteś otwarta na krytykę, bo robię to w dobrej wierze i nie odbierzesz źle moich intencji. :)

    Pierwszy akapit to dla mnie taka dość duża edgy ekspozycja. W zasadzie nie wiadomo po co, nic nie wnosi do tekstu. Prawdopodobnie miało być głęboko, ale trochę się rozminęło. Jest taki typowy mhhrok, ból, sumienie, krwawe obrazy. No nie. To jest ekspozycja i to bardzo niefajna. Ten westęp zupełnie nie spełnia w tekście żadnej roli. Równie dobrze mogłoby go nie być – nie ma żadnego znaczenia dla fabuły i jej rozwoju. Ot, takie "mroczne" gadanie.

    Lecimy dalej.

    Mamy kolejną ekspozycję, gdzie z perspektywy głównej bohaterki zrzucasz kowadło i odklepujesz kolejne informacje: zabili jej ojca, więc podejmuje vendettę.

    Co więcej, mogłabyś tu popracować nad plastyką opisów na zasadzie "show, don't tell". Czyli zamiast pisać "zrobiło mi się słabo", pokazać właśnie, jak bohaterce miękną nogi.

    Już po prologu mam pewne obawy, że mamy do czynienia z Mary Sue. Klasycznie okazuje się superzabójczynią, dla której zerowym problemem jest włamanie się do systemów miasta, wyłączenie świateł, kamer etc. Nikt się nie orientuje, że jedna z kamer nie działa, że jest ciemno – nikt z mieszkańców nie dzwoni do jakiejś centrali, żeby poinformować o awarii? Takie rzeczy trzeba przemyśleć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bohaterka szykuje się do morderstwa, a emocji tu tyle, co przy jedzeniu chleba, bo kolejne informacje, zamiast podawać w emocjonalnym tonie (czemu przecież sprzyja narracja pierwszoosobowa), odhaczasz niczym z listy. Na zasadzie: "pomyślałam o wszystkim, wzięłam rękawiczki, zaparkowałam auto, a w ogóle to księżyc chował się za chmurami".

      Scena ze skrzypiącą deską jest niemal jak z taniego amerykańskiego horroru i jest po prostu bardzo złą kliszą. Ten motyw został już przeżuty tyle razy, że nic, tylko go wypluć.

      Przez cały ten prolog mamy zero emocji. Główna bohaterka jakby pisała sprawozdanie z robienia kanapki: "zbadałam ciało, analizując rany brzucha zadane nożem" – "ukroiłam kawałek chleba i posmarowałam go masłem". Ten sam poziom emocji. Całość wygląda jak jakiś raport, nie powieść. Bohaterka w ogóle niczego nie przeżywa, nie ma żadnych emocji.

      I okej, można by powiedzieć, że jest superzabójczynią i jej to nie rusza. Okej, może nie ruszać, ale wtedy może czuć zaciekawienie, zaintrygowanie – w końcu ktoś ją ubiegł, nie tego się spodziewała, prawda? Tymczasem jest jedno wielkie... nic.

      Dalej tak samo, ekspozycja: "byłam wściekła". Strasznie, strasznie sucho. Zamiast tego warto pokazać czytelnikowi, jak bohaterka we wściekłości zaciskała ręce i zęby, jak uderzyła ją fala gorąca, jak walczyła z chęcią rzucenia czymś, ale przecież nie mogła, bo mogłoby się wydać. Ale nie, mamy tylko suchą informację: "byłam wściekła". Szkoda.

      Usuń
    2. "Chwilę później mały chłopiec niezwykle podobny do Martineza — o czym świadczyły te same tęczówki i ciemniejszy odcień skóry — zbiegł na dół." – co? Przecież mnóstwo ludzi może mieć podobny kolor skóry i kolor oczu. W takim wypadku "niezwykle podobnych" do siebie osób na świecie są miliony. Mógł mieć podobny nos, szczękę, kształt oczu, ale nie sam kolor skóry czy tęczówek.

      "Byłam tam zamroczona całą sytuacją, że nie dostrzegłam jego obecności." – skoro nie zauważyła jego obecności, to jakim cudem opisywała, jak dziecko zbiegło po schodach? Przecież widzimy wszystko oczami bohaterki, dosłownie moment temu bohaterka opisywała, jaki jest podobny do ojca i jak zbiegł na dół. A potem dowiadujemy się, że go nie dostrzegła?

      "Miała rację. Nie mogłam już uciec. Nie było odwrotu. Popełniłam błąd. Błąd, który kosztował mnie lata. Nie mogłam uciec. Było już za późno."
      Przez 7 zdań powtarzasz jedno i to samo. Było już za późno. Nie było odwrotu. Nie mogłam uciec. No nie miałam jak. No tak było, nie kłamię. Starasz się przekonać samą bohaterkę czy czytelnika?

      "Ktoś, za kogo miałam odsiedzieć ładnych parę lat za kratkami."
      Za zabójstwo to raczej nie ładnych parę lat, a parędziesiąt, albo nawet dożywocie. A skoro mówimy o stanach, to może nawet w grę wchodzić kara śmierci.

      Usuń

    3. O błędach:

      "Serce tłukło się w piersiach."
      To brzmi trochę jakby serce przeskakiwało z jednej piersi do drugiej. :) Raczej przyjęło się mówienie "serce tłukło się w piersi".

      "Byłam tam zamroczona całą sytuacją, że nie dostrzegłam jego obecności."
      Byłam tak zamroczona.

      "– Nie podchodź – warknęła, unosząc telefon ku górze."
      To pleonazm. :) Nie można unieść rąk w dół. Samo "unosząc telefon" wystarczy.

      Usuń
  4. Boże to jest cudowne! 😍
    Kim jest bohaterka bo kto normalny nosi przy sobie postolet noże i maskę? No i kto ją ubiegł?

    OdpowiedzUsuń