piątek, 2 października 2020

Rozdział 20: Ostatni Oddech

 Beta - NinaAvdeeva <3

***

Ostrożnie wśliznęłam się do środka tylnym wejściem, w którym ktoś wcześniej uszkodził zamek. Trzymałam w pogotowiu naładowaną broń i znowu doświadczyłam tej osobliwej mieszanki uczuć: adrenalina i gniew, które wypełniały mnie od środka. Za każdym razem, kiedy byłam bliska zlikwidowania mojego celu, czułam się tak samo. I tym razem nie było inaczej. To coś sprawiło, że dawna „ja” powróciła.

Weszłam do dużego salonu, w którym wszystkie meble zasłonięte były białymi narzutami, na których znajdowała się gruba warstwa kurzu. Od dawna nikt tam nie zaglądał; dom stał zupełnie pusty. Zauważyłam porozbijane ramki ze zdjęciami leżące na drewnianej podłodze. Rozważnie stawiałam kroki, by nie pokaleczyć stóp. Podniosłam jedną z fotografii, otarłam ją z kurzu i ujrzałam na niej uśmiechniętą, małą dziewczynkę wtuloną w starszego mężczyznę. Od razu rozpoznałam siebie i ojca.

Wtem usłyszałam trzaski dochodzące z poddasza. Zmięłam zdjęcie i odrzuciłam je na to samo miejsce. Bezszelestnie poruszałam się po salonie, badając go wzrokiem. Zerknęłam na schody prowadzące na górę. Ostrożnie chwyciłam białą balustradę, po czym, nie opuszczając lufy pistoletu, wspięłam się po stopniach. Ponownie do moich uszu doszedł ten dźwięk, tym razem wyraźniejszy. Usłyszałam huk i głos dochodzący ze strychu, na którym zazwyczaj ojciec przechowywał niepotrzebne, wysłużone rzeczy. Podeszłam do uchylonych nieco drzwi. Zajrzałam przez wąską szparę, jednak nie byłam w stanie niczego dostrzec. Wtedy rozległ się wibrujący dźwięk mojego telefonu. Odskoczyłam i chwyciłam komórkę.

– Spójrz, twoja siostra już do nas zawitała. Nie musiałeś do niej dzwonić, ale to nieco przyspieszyło jej wycieczkę – rozległ się męski głos, który słyszałam w rozmowie telefonicznej. – Zaszczyciłaś nas swoją obecnością, jak wspaniale. Już się bałem, że jednak zrezygnujesz. Twój jakże kochany brat próbował do ciebie zadzwonić. Jak miło z jego strony. Już za to zapłacił – dodał mężczyzna z groteskową ironią.

Otworzyłam drzwi, które rozwarły się z jazgotliwym szczęknięciem. Zastygłam w progu, ponieważ to, co pojawiło się w moim polu widzenia, wstrząsnęło mną doszczętnie. Eliot leżał na podłodze w wielkiej kałuży ciemnoczerwonej cieczy, krztusząc się krwią, która wypływała z jego ust. Całe jego ubranie było nią umazane, a jasne włosy poczerwieniały, spoczywając w kałuży. Konał bezbronny, ale nie dawał za wygraną.

Na środku pomieszczenia był ktoś jeszcze – kobieta przywiązana do starego krzesła. Jej długie włosy okalała ciemna opaska. Nie mogłam dostrzec twarzy, ponieważ siedziała tyłem. Była najprawdopodobniej nieprzytomna albo, co gorsza, martwa. Pod krzesłem znajdowało się mnóstwo śladów krwi sugerujących, że zadano jej wiele ciosów.

Dostrzegłam również JEGO. Stał zwrócony do mnie plecami, spoglądając w okno i wycierając ręce w spory kawałek materiału. Był wysoki, dobrze zbudowany. Odwrócił się powoli. Mogłam poznać jego twarz. Mocno zarysowana szczęka, zarost i brązowawy odcień skóry. Widziałam go po raz pierwszy. Nie miałam pojęcia, czym zasłużył sobie u niego na tortury mój brat. Duże, ciemne oczy oprawcy wpatrywały się we mnie. Na jego ustach pojawił się głupi uśmieszek. Przeczesał palcami czarne włosy, zostawiając na nich resztki krwi, której wcześniej usiłował się pozbyć. Wycelowałam w niego pistolet, zaciskając mocniej palce.

– Kim do cholery jesteś? – spytałam bez namysłu i kątem oka spojrzałam na zwijającego się z bólu Eliota.

– Dobre pytanie, Catherine. Jaka szkoda, że nie wiesz. Od początku, kiedy podesłałem ci węża, wiedziałem. Pięknie się wystroiłaś na nasze spotkanie – przemówił, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. – Cóż... może zacznę od początku. Czekałem na tę chwilę dość długo, ale twój braciszek był nieosiągalny. A więc... poznałaś moją matkę dokładnie dziesięć lat temu. Ojca zresztą też, ale w nieco gorszych okolicznościach.

– O czym ty mówisz? Co takiego ci zrobiłam, że torturujesz mojego brata? – syknęłam, nie spuszczając wzroku z oprawcy.

– Na początku myślałem, że to ty chciałaś zamordować mojego ojca, ale, jak się okazało, to tylko twój chory braciszek, który teraz powoli kona.

Otworzyłam usta ze zdumienia i przeniosłam wzrok na Eliota. Mój brat chciał kogoś zabić? Nie mogłam w to uwierzyć.

– Dalej nie rozumiesz? Rusz trochę głową, Catherine. Dziesięć lat temu zawitałaś do mojego domu z nadzieją na zabicie mojego ojca, Johna Martineza.

I nagle jakby wszystko stało się jasne. Nie zajęło mi długo przywołanie w pamięci nocy, kiedy miałam pomścić ojca zabitego przez Martineza.

– To ty byłeś tym dzieckiem – wyszeptałam zszokowana. Dzieckiem, które było tamtej nocy z Martinezem i jego partnerką.

– Brawo, w końcu udało ci się odkryć mój sekret. Jak było za kratkami? Szkoda, że gniłaś tam tylko dziesięć lat. Wszystko przez moją matkę, która wzięła te cholerne pieniądze i zmieniła zeznania – wycedził przez zaciśnięte zęby i podszedł do Eliota, po czym go kopnął.

Momentalnie skierowałam pistolet w stronę porywacza.

– Nie waż się go tknąć! – krzyknęłam, podchodząc bliżej. On w tym czasie wyjął z kieszeni nóż i przystawił go do gardła Eliota. Serce zabiło mi szybciej, a krew pulsowała w skroniach jak oszalała.

– Zrobię, co zechcę. Prędzej czy później on i tak umrze. Nie zastanawia cię, dlaczego siedziałaś za coś, czego nie zrobiłaś? Twój brat to kawał sukinsyna. Mógł się przyznać, ale wolał, by to siostra odsiedziała za niego wyrok – powiedział Martinez i się roześmiał.

To, co usłyszałam, było okrutną prawdą, ale Eliot był moim bratem. Od zawsze bał się policji i nie mógłby zrobić mi czegoś takiego. Na pewno musiał mieć powód.

– A ta kobieta? Co to za jedna? Przypadkowa osoba, jak tamta dziewczyna, którą mi podrzuciłeś? – spytałam, obrzucając go wrogimi spojrzeniami. Miałam ochotę wystrzelić nabój i naszprycować Martineza ołowiem, ale nigdy nie zaznałabym spokoju, gdybym nie dowiedziała się wszystkiego.

– Urocza niespodzianka, prawda? – Zaśmiał się. – Masz rację, tamta dziwka była przypadkową osobą, ale i ostrzeżeniem dla ciebie. Ta tutaj nie jest przypadkowa. Może twój brat wszystko ci wyjaśni, jeśli przeżyje. W co bardzo wątpię. – Spojrzał błędnym wzrokiem w stronę jasnowłosej kobiety.

– Przyrzekam, że jeśli Eliot umrze, to pozabijam wszystkich twoich bliskich i zdewastuję grób twojego ojca – wycedziłam i podeszłam o kilka kroków bliżej szaleńca.

– Wielu ich nie pozostało. Tylko ta suka, moja matka, która za pieniądze zrobi wszystko. Nawet zmieni zeznania – wysyczał, gładząc Eliota po zakrwawionej szyi. Klatka piersiowa mojego brata unosiła się lekko, co świadczyło o tym, że nadal oddychał. Nie miał jednak wiele czasu. Potrzebował jak najszybciej pomocy medycznej.

– Więc zostałeś sam jak palec – zadrwiłam i tym razem to ja uśmiechnęłam się chytrze, z pogardą. – Mów, co to za kobieta.

– Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć? – Zarechotał groteskowo. – Ta dziwka była matką twojego brata. – Potworny uśmieszek nie znikał z twarzy obłąkanego.

Usłyszałam dźwięki dochodzące z dołu. Do uszu Martinez najwyraźniej również dotarły, gdyż momentalnie spojrzał w kierunku drzwi.

– To niemożliwe, że odnalazłeś... – ucięłam i powiodłam spojrzeniem w tę samą stronę.

– Jeśli to gliny albo jeden z twoich koleżków, to wiedz, że nie zawaham się rozpruć mu gardła – powiedział, unosząc głos.

Zerknęłam na Eliota, wciąż trzymając broń wycelowaną w oprawcę.

– Wiesz, Anderson, niczego nie pragnę bardziej, jak śmierci tego sukinsyna, który zabił mi ojca – obwieścił, przyciskając do szyi Eliota nóż. – Zobaczysz na własne oczy, jak umiera – dodał i zaczął rżeć, jak szalony.

– Nie waż się. Dobrze wiesz, że to ty będziesz pierwszy.

Pociągnęłam za spust. Oddałam kilka strzałów w serce Martineza, który w ułamku sekundy wydał z siebie ostatni oddech, po czym upadł martwy na podłogę. To był jego koniec. Pomimo że zasługiwał na okrutniejszą śmierć, chciałam to zakończyć raz na zawsze i pomóc bratu.

– Boże! Eliot! – krzyknęłam i podbiegłam do niego, aby sprawdzić, czy jeszcze żyje. Był cały we krwi. Stracił przytomność, ale jego tętno było wyczuwalne.

Wtem po budynku przetoczył się krzyk:

– Catherine! Cath! – Od razu rozpoznałam głos Melvina. Zdziwiłam się, że wydostał się z samochodu.

– Jestem tutaj, na górze! – odpowiedziałam. Dało się słyszeć hałaśliwy tupot, po czym w progu ujrzałam Melvina i Billy'ego.

– O mój Boże, Cath... Co tu się stało?! – wymamrotał Billy, zakrywając usta. Błyskawicznie podbiegł do mnie.

– Co z tym facetem? – zapytał Melvin, omiatając wzrokiem pomieszczenie.

– Jak myślisz? Nie żyje – mruknęłam półszeptem. – Sprawdź, czy kobieta jeszcze oddycha. To matka Eliota. – Wskazałam jasnowłosą. Melvin podszedł do niej, ostrożnie stawiając kroki, by uniknąć kontaktu z krwią.

– Niestety jest martwa. Na moje oko od kilku godzin. Zimna jak cholera. Przykro mi...

– Nie zostało mu wiele czasu, Catherine. Zadzwonię na pogotowie. Możemy nie zdążyć, jadąc samochodem – wyszeptał Billy, pochylając się nad ciałem Eliota.

– Cholera, Billy! Dzwoń po pogotowie! – wrzasnęłam jak opętana.

Billy gorączkowo zaczął szukać telefonu po kieszeniach. Trząsł się niemiłosiernie. Nie mógł patrzeć na krew, która spływała po podłodze i moich rękach. To wszystko go przerastało, jednak próbował się opanować.

– Mam lepszy pomysł – odparł Melvin. Popatrzyłam na niego z nadzieją w oczach, przytrzymując głowę Eliota i zatapiając palce w jego pokrytych krwią włosach. – Mów, szybko! Cholera! On nie może umrzeć, Melvin – wrzasnęłam, a moje oczy się zaszkliły.

Melvin wyjął z kieszeni telefon, a następnie wykonał jakieś połączenie. Po krótkiej chwili powiedział:

– Wyślą śmigłowiec. Zaraz tutaj będzie. Zabiorą go do prywatnej kliniki, a ja już zadbam o to, by obyło się bez policji i zbędnych pytań.

– To świetnie – rzekł Billy. Uśmiechnął się lekko i położył mi dłoń na ramieniu, jak to zawsze zwykł robić w trudnych chwilach. Byłam nieco zdziwiona, że nawet w takiej sytuacji zebrał się na odwagę, by mnie wesprzeć, chociaż wiedziałam, że sam ledwo znosi ten widok.

– Musimy tutaj posprzątać. Nie możemy jej pochować. Zresztą Eliot nie chciał znać kobiety, która go porzuciła – oznajmiłam i rozejrzałam się po poddaszu. – Billy, zostań z nim, a ja zajmę się ciałami. Melvin, musisz mi pomóc.

Chwyciłam pistolet, który zostawiłam na podłodze i schowałam go pod sukienkę. Z pomocą Melvina wzięliśmy ciało młodego Martineza i wspólnymi siłami znieśliśmy go na dół. Następnie to samo zrobiliśmy z matką Eliota i udaliśmy się na plażę. Wtedy przypomniałam sobie o łopacie, która stała pod podestem. Była w tragicznym stanie, ale postanowiłam ją wykorzystać. Udało mi się przy tym znaleźć jeszcze jedną, mniejszą łopatę ogrodową, która również była bardzo zniszczona i pokryta grubą warstwą rdzy. Wzięliśmy się za kopanie, by zdążyć przed śmigłowcem. Co jakiś czas rozglądałam się wokoło, ale na szczęście w pobliżu nie było żywego ducha.

– Zafundowałabym mu o wiele gorszą śmierć, gdyby nie umierający Eliot – powiedziałam z odrazą, poprawiając zabrudzoną sukienkę, która przeszkadzała mi w kopaniu.

– Wyobrażam sobie – odparł Melvin, odrzucając piasek. – Nie sądzisz, że powinniśmy pochować ciało matki Eliota?

– Za jakiś czas przypływ ich zabierze. Eliot by sobie tego nie życzył. – Przypomniałam sobie sytuację sprzed lat, kiedy ojciec wyjawił, że matka Eliota była zwyczajną prostytutką, która pozostawiła go pod naszymi drzwiami.

 – Wracaj do niego, Cath. Dam sobie radę; ty powinnaś być teraz z bratem – zaproponował Clarke. Zawahałam się; spojrzałam zdezorientowana w jego nadzwyczajne oczy.

– Jesteś pewien?

– Tak – odpowiedział krótko.

– Wiesz, że będziemy musieli jeszcze tutaj wrócić, by porządnie posprzątać ten syf? – Spojrzałam na Melvina, który w ubrudzonym, eleganckim stroju siłował się z piaskiem. On, nie odrywając się od pracy, pokiwał tylko głową. Pomogłam mu zepchnąć ciała do wykopanego dołu. 

– No idź, dam radę! – ponaglił.

Kiwnęłam głową, po czym pomknęłam do domu. Z daleka dostrzegłam zbliżający się śmigłowiec. Odetchnęłam. Nadchodziła wyczekiwana pomoc. Byliśmy uratowani, Eliot był uratowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz