wtorek, 29 września 2020

Rozdział 19: Dom na Wybrzeżu

 Beta - @NinaAvdeeva <3

***

– Co ty tutaj robisz? – wymamrotałam, wwiercając się palącym spojrzeniem w stojącego przede mną Melvina Clarke. Cień osoby, która w poprzednim życiu była mi bliska.

– To ja pytam, co ty tutaj robisz! Ochrona! – wrzasnął, machając ręką w moją stronę. W drugiej ręce trzymał szklankę z bursztynową cieczą, prawdopodobnie whisky. Momentalnie skoczyłam w stronę drzwi. Przytrzymałam je, a następnie sięgnęłam po najbliższe krzesło i podparłam nim klamkę, aby udaremnić gorylom wtargnięcie do środka.

– Nie poznajesz mnie – wyszeptałam i utkwiłam wzrok w zielonych oczach Melvina, w które tak namiętnie kiedyś spoglądałam.

Przyglądał się mi, marszcząc brwi. Był taki sam, jak go zapamiętałam sprzed lat – to samo spojrzenie, te same czarne włosy i ten sam brytyjski akcent. Nie mogłam uwierzyć, że to właśnie Melvina spotkałam w komnacie. Jednocześnie byłam rozczarowana tym, że umknął mi Harris.

– O czym ty... – zaczął, lecz urwał, kiedy przyjrzał mi się bliżej.

Nie sądziłam, że spotkanie z Melvinem będzie tak wyglądało. Uznawałam go za zamknięty epizod, do którego nie zamierzałam powracać. Nawet kiedy Billy o nim wspomniał, nie wywarło to na mnie wrażenia. Dopiero gdy go ujrzałam, coś we mnie drgnęło, a wspomnienia powróciły błyskawicznie.

– Catherine? – Mężczyzna pokonał dzielącą nas przestrzeń, odkładając szklankę na bok. Gdy się zbliżył, wyczułam w jego oddechu wyraźną nutę alkoholu, która mieszała się z delikatnym zapachem męskich perfum. Po chwili Melvin subtelnym ruchem dotknął mojego policzka i chwycił za aksamitną wstążkę przywiązaną do maski. Odplątał ją, po czym zdjął z mojej twarzy, odkrywając prawdziwe oblicze Catherine Anderson.

– Tak, to ja – zakomunikowałam krótko, odsuwając się od niego i wyrywając mu z ręki maskę.

Zmieszał się nieco, marszcząc brwi.

– Co ty tutaj robisz, Catherine? – spytał zaintrygowany, a zarazem odrobinę zszokowany moim widokiem.

Ja zdążyłam już się otrząsnąć i powrócić do rzeczywistości, zostawiając za sobą sentymenty.

– Lepiej ty mi odpowiedz. Skąd się tutaj wziąłeś? – burknęłam, lustrując go. Miał na sobie markowy garnitur z granatowym krawatem i buty w podobnym kolorze. Jak zawsze elegancki.

– Jak zawsze arogancka. Nic się nie zmieniłaś, chociaż w czarnym prezentujesz się zadziwiająco kusicielsko – odpowiedział z charakterystycznym akcentem. Sięgnął po whisky, po czym upił porządny łyk.

– Nie mam pojęcia, co tutaj robisz i jakie masz układy z ochroną, ale spadam stąd. Zresztą i tak mam niewiele czasu. Cholera! – Zaklęłam głośno, sprawdzając godzinę na wyświetlaczu komórki. Udałam się w stronę drzwi, nie zważając na Melvina. Liczył się tylko Eliot. Nie mogłam pozwolić, by jakiś psychol przetrzymywał czy torturował ostatniego członka rodziny, jaki mi pozostał. Musiałam zapomnieć o Harrisie i odłożyć zlecenie na później. Mój przyrodni brat był ważniejszy.

– Zaczekaj, Catherine! – zawołał Melvin i złapał mnie za ramię. Odwróciłam się.

– Czego chcesz? – syknęłam. On spojrzał na mnie zaskoczony reakcją. Musiałam kolejny raz go odtrącić. Nie miałam czasu, by wdawać się w rozmowę. Życie Eliota zależało ode mnie. – Muszę iść. Eliot mnie potrzebuje.

– Wyprowadzę cię stąd, skoro tak ci spieszno – obwieścił Clarke, po czym odłożył krzesło na bok. Otworzył drzwi i wyszedł, a ja założyłam z powrotem maskę, by nikt mnie nie rozpoznał. W tym czasie jeden z ochroniarzy zobaczył nas i podbiegł.

– Szefie! Kamery zarejestrowały jakąś brunetkę kręcącą się w pobliżu. Zachowywała się dość dziwnie – zawołał wysoki, czarnoskóry mężczyzna.

– W porządku. To mój gość – obwieścił Melvin.

Błyskawicznie wciągnęłam go w głąb komnaty.

– Szefie?! – wycedziłam, z zaskoczeniem wytrzeszczając oczy. – Jesteś właścicielem tego burdelu? Kim jest Aiden Harris? – zapytałam, świdrując go wzrokiem. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Jeden z goryli nazwał Melvina szefem.

– Cath, porozmawiajmy na spokojnie – odparł ze stoickim spokojem, po czym machnął ręką w stronę ochroniarza.

– A więc źle trafiłam. Interesuje mnie Harris, nie ty. Najwidoczniej się pomyliłam. Nie mam czasu na rozmowy, Melvin. Eliot nie może czekać – burknęłam oschle i wybiegłam z komnaty jak poparzona.

– Catherine! – zawołał za mną Melvin. Chwilę po tym usłyszałam jego kroki. Biegł za mną, więc zatrzymałam się, by go powstrzymać.

– Czego chcesz? – spytałam naburmuszona, a jednocześnie lekko podenerwowana tym, co mogło się dziać z bratem.

– Wyprowadzę cię stąd. Inaczej nie opuścisz tego miejsca tak szybko, jak byś chciała – zaproponował.

Popatrzyłam na niego, marszcząc brwi. Musiałam się zgodzić, nie miałam czasu.

– Zgoda. Potrzebuję samochodu – oznajmiłam łagodniejszym tonem i ruszyłam za Melvinem.

Ominęliśmy główną salę, udając się do zupełnie innego skrzydła podziemi. Nie sądziłam, że ów dom publiczny jest tak rozbudowanym miejscem. Nasza trasa była prawdopodobnie najkrótsza; prowadziła do zupełnie innej windy niż ta, którą weszłam. Mijaliśmy ochroniarzy, którzy usuwali się z drogi na widok Melvina, a przed drzwiami windy jeden z nich zaprosił nas do środka i przyjął zamówienie na samochód, o który Melvin poprosił. Wyjeżdżaliśmy na górę w milczeniu.

– Co się dzieje z Eliotem? Znowu się w coś wpakowałaś, Cath? – spytał Melvin, przerywając niezręczną ciszę.

– Naprawdę chcesz wiedzieć? Lepiej powiedz mi, kim jest Aiden Harris. Myślałam, że to on jest właścicielem, a tutaj dowiaduję się czegoś innego. Nie spodziewałam się tego po tobie – palnęłam, rzucając mu wrogie spojrzenie. – Zamierzasz cokolwiek powiedzieć na ten temat?

Melvin zamilkł i schował twarz w dłoniach. Nie wiedziałam, jak odczytać tę reakcję. Wysiedliśmy z windy, udając się w stronę baru.

– Wszystko ci wyjaśnię, Catherine. Mój samochód stoi tam – powiedział, wskazując czarnego mercedesa, który nadjechał z drugiej strony ulicy. Potrzebowałam szybkiego transportu, więc byłam zmuszona do skorzystania z podwózki.

Wszystko toczyło się szybko, a na domiar złego byłam kompletnie roztrzęsiona. Nie mogłam się na niczym skupić. Myślałam o Eliocie, jednak Harris również nie dawał mi spokoju. Czułam, że Melvin coś ukrywa.

Nie powinnam o tym jednak myśleć. Liczył się mój brat, tylko on mi pozostał. Wciąż zadawałam sobie pytanie: w jakie tarapaty się wpakował oraz kto śmiał go tknąć? W głowie kotłowało mi się od myśli, obrazów i wizji, które podświadomie kreowałam. Wszystko było tak zagmatwane i niewyraźne, że zaczynałam się naprawdę niepokoić, a krew gotowała się w moich żyłach.

Podbiegłam do samochodu, ściągnęłam niewygodnie buty i wyrzuciłam je gdzieś niedaleko. Wzięłam od Melvina kluczyki. Nie protestował, wręcz przeciwnie. Sam nie mógł prowadzić, gdyż czuć było od niego alkohol. Nie zamierzał się ze mną spierać i był bardzo posłuszny, dzięki czemu nie traciłam czasu. Warunkiem tej uprzejmości było towarzystwo Melvina. Wsiadłam do mercedesa, błyskawicznie odpalając silnik, który zawarczał głośno. Zdawałam sobie sprawę, że wyszłam z wprawy, ale nie dawałam za wygraną. Starałam się ignorować Melvina i udawać, że wcale nie siedzi obok mnie. Wrzuciłam bieg w automatycznej skrzyni i z piskiem opon ruszyłam.

Zaraz zadzwoniłam do Billy'ego, by zrelacjonować mu całą sytuację. Nie wspomniałam o swoim byłym, który mi towarzyszył. Billy uparł się, że dołączy do mnie najszybciej, jak to możliwe, ale zabroniłam mu. Nie chciałam, by narażał się na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Zresztą nie wiedzieliśmy, z kim mamy do czynienia. To mógł być każdy, kto pragnął odegrać się na mnie za wyrządzoną w przeszłości krzywdę. Byłam świadoma, że w końcu nadejdzie dzień, w którym moje grzechy ujrzą światło dzienne i będę musiała zapłacić za to, co kiedyś zrobiłam. Okazało się, że nie jestem jednak na to gotowa.

Obecność Melvina tylko pogarszała sprawę i nieco mnie irytowała. Jak zwykle pojawił się w najmniej oczekiwanym momencie mojego życia i znów namieszał, otaczając się uparcie ukrywanymi tajemnicami. Nie miałam jednak czasu na dochodzenie do prawdy. Howard, Harris i Melvin zostali w tyle. Tylko Eliot był w mojej głowie.

Droga do miejsca, w którym prawdopodobnie znajdował się mój brat, ciągnęła się w nieskończoność, przez co byłam podenerwowana, a szalejące we mnie emocje brały górę. Nie wiedziałam, ile mam czasu, by dostać się na wybrzeże. Wcisnęłam mocno pedał gazu, ruszając z piskiem na światłach i aż zadrżałam, słysząc niepokojące wycie silnika. Melvin nie odezwał się, ale nieco pobladł, kiedy ścięłam zakręt. Najwidoczniej zdawał sobie sprawę z tego, że nie żartuję.

– Chcesz nas pozabijać? – wybuchnął w końcu, zbliżając się do mnie. Poczułam zapach alkoholu, wydobywający się z jego ust. – Jedziesz pod prąd! – dodał, wymachując rękami.

– Opanuj się, Melvin i otwórz okno, bo cuchniesz alkoholem na kilometr – burknęłam.

– Ja mam się opanować? – prychnął z oburzeniem.

– Przecież to nie ja wrzeszczę – syknęłam i opuściłam odrobinę jego szybę. – Masz mi wszystko wyjaśnić. Teraz. Kim jest Harris i skąd się wziąłeś w tamtym burdelu? – Zerknęłam kątem oka na twarz Melvina, który nieco zmarszczył czoło, jakby nie chciał o tym rozmawiać.

– Zmieniłem nazwisko, żeby w końcu zacząć od nowa. Nie chciałem, by ojciec się o tym dowiedział, a pomysł z nocnym klubem okazał się bardzo dobry. Pieniądze mnożyły się z godziny na godzinę, a ja w końcu mogłem odkuć się po tym, jak ojciec i ta suka odcięli mnie od wszelkich środków. Sukinsyn ma dziecko z moją byłą żoną – uciął i prychnął, po czym uderzył pięścią w drzwi samochodu. – Chciałem się zemścić i zdemaskować w końcu jego handel prochami. To dlatego wtedy cię szukałem. Myślałem, że po wyjściu jakoś mi pomożesz.

– Może gdybyś był pierwszy, to bym ci pomogła. Tymczasem ktoś cię ubiegł, Melvin – powiedziałam półszeptem i spojrzałam na niego. Zmieszał się, wyglądał na zdezorientowanego.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Kojarzysz nazwisko Waller? Howard Waller przyszedł do mnie z propozycją nie do odrzucenia. Ostatnie zlecenie. Zabicie Aidena Harrisa – wymamrotałam.

Melvin pobladł, wziął głęboki wdech i zacisnął zęby.

– Mogłem się tego spodziewać... – wycedził, przeczesując nerwowo włosy.

– Znasz go? – spytałam, ściszając ton.

Mężczyzna przez chwilę milczał, chowając głowę w dłoniach.

– Waller pracuje dla mojego ojca. Mój ojciec, Henry Turner, kazał ci... mnie zabić. – Zaśmiał się gorzko.

Aiden Harris to Melvin? Wtedy uświadomiłam sobie, że osoba, która jest moim celem, to Melvin. Zrobiło mi się jakoś chłodniej i odpłynęłam na moment. A co jeśli bym go nie rozpoznała? Nie chciałam znać odpowiedzi na to pytanie.

– Nie miałam pojęcia, Melvin – bąknęłam.

– W tym rzecz. On o wszystkim wiedział, a ty zapewne miałaś go tylko do mnie doprowadzić.

– Tak myślisz? – zapytałam.

– Jestem tego pewien.

Byliśmy już w połowie drogi, kiedy usłyszałam wibrujący telefon. Nie mogłam po niego sięgnąć, gdyż przemieścił się podczas jazdy.

– Czekaj, odbiorę – zaproponował Melvin.

– Nie! A co jeśli to Waller? – pisnęłam.

On jednak, ignorując moją reakcję, chwycił komórkę i spojrzawszy na wyświetlacz, odebrał połączenie. Spróbowałam wyrwać mu telefon z ręki. Bezskutecznie.

– Zatem tym bardziej chcę odebrać! Halo? – powiedział Melvin, nasłuchując odpowiedzi.

– Daj mi telefon i to już! – wycedziłam.

– Nikt się nie odzywa. Słyszę tylko jakieś trzaski – odparł, marszcząc brwi.

– Trzaski? Cholera! – palnęłam. – Spójrz na wyświetlacz. Jest tam jakiś numer? – Co chwilę zerkałam nerwowo Melvina, ale starałam się nie spuszczać na długo wzroku z drogi. Na szczęście byliśmy już blisko celu.

– Halo? – ponowił pytanie Melvin, po czym spojrzał na ekran. – Numer nieznany. Jest tam ktoś?! – wrzasnął do komórki.

Rozmówca się rozłączył.

– No świetnie! – rzuciłam i uderzyłam ręką w kierownicę. Nie było pewne, kto próbował się do mnie dodzwonić, ale najprawdopodobniej była to osoba, która poinformowała mnie o miejscu przetrzymywania Eliota.

– A co jeśli to był Eliot? – zagadnął Melvin, spoglądając na mnie.

– Jeżeli to był Eliot, to wciąż jest nadzieja, że żyje – odparłam, ściszając głos.

Dojechaliśmy do wybrzeża, przy którym znajdował się niewielki, drewniany dom ulokowany samotnie na wybrzeżu. Powróciły wspomnienia, w których z ojcem przyjeżdżaliśmy tutaj, by spędzić lato nad oceanem.

Zaparkowałam samochód daleko, na pustej kamienistej drodze. Następny budynek znajdował się jakąś milę dalej. Ludzie nie osiedlali się w tym miejscu z powodu ciężkiego dojazdu i osuwającego się wybrzeża, które było podmywane przez fale. Można było to zaobserwować na przykładzie naszego domu.

Pospiesznie wysiadłam z samochodu, zabierając ze sobą kluczyki i telefon, po czym błyskawicznie zamknęłam Melvina wewnątrz.

– Ty zostajesz tutaj, a gdy wrócę, powiesz mi wszystko, co wiesz o Wallerze – powiedziałam półszeptem, pochylając się do okna.

Melvin zaczął wykrzykiwać różne obelgi i szarpać za klamki, ale zupełnie go zignorowałam. Był w samochodzie bezpieczny. Na zewnątrz mógłby wszystko popsuć i tylko zaszkodzić. Bardziej interesowało mnie to, że byłam bosa i na dodatek miałam na sobie sukienkę.

– A niech to szlag – mruknęłam.

Chwyciłam broń i boso pomknęłam po kamienistej drodze w kierunku domu, zostawiając Melvina zamkniętego w samochodzie. Odczuwałam lekki ból, gdy ostre kamyczki raniły podeszwy moich stóp. W końcu dotarłam do piaszczystego wybrzeża. Ocean był wzburzony, a fale rozbijały się o brzeg z głośnymi chluśnięciami. Starałam się przejść niepostrzeżenie przez plażę, jednak dom stał na zupełnym pustkowiu; nie było niczego, za czym mogłabym się schować.

Znałam budynek doskonale, więc od razu poszłam ku tylnemu wejściu. Omiotłam spojrzeniem cały dom. Praktycznie w ogóle nie zmienił się przez minione lata – był jedynie nieco zniszczony przez wodę i czas. Stara, przedziurawiona łódź wciąż stała w pobliżu frontowych drzwi, a wiosła, zardzewiałe narzędzia ogrodowe i łopaty leżały pod drewnianym podestem. Rozejrzałam się badawczo i dostrzegłam w oddali szary samochód. Prawdopodobnie był to ten sam wóz, który Billy odnalazł na nagraniu. Wyglądał na stary model volvo. To nie mógł być zbieg okoliczności. Wszystko układało się w całość, jednak wciąż nie wiedziałam, kto za tym stoi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz