Beta - @NinaAvdeeva <3
***
– Co ty tutaj
robisz? – wymamrotałam, wwiercając się palącym spojrzeniem w stojącego przede
mną Melvina Clarke. Cień osoby, która w poprzednim życiu była mi bliska.
– To ja pytam,
co ty tutaj robisz! Ochrona! – wrzasnął, machając ręką w moją stronę. W drugiej
ręce trzymał szklankę z bursztynową cieczą, prawdopodobnie whisky. Momentalnie
skoczyłam w stronę drzwi. Przytrzymałam je, a następnie sięgnęłam po najbliższe
krzesło i podparłam nim klamkę, aby udaremnić gorylom wtargnięcie do środka.
– Nie poznajesz
mnie – wyszeptałam i utkwiłam wzrok w zielonych oczach Melvina, w które tak
namiętnie kiedyś spoglądałam.
Przyglądał się
mi, marszcząc brwi. Był taki sam, jak go zapamiętałam sprzed lat – to samo
spojrzenie, te same czarne włosy i ten sam brytyjski akcent. Nie mogłam
uwierzyć, że to właśnie Melvina spotkałam w komnacie. Jednocześnie byłam rozczarowana
tym, że umknął mi Harris.
– O czym ty... –
zaczął, lecz urwał, kiedy przyjrzał mi się bliżej.
Nie sądziłam, że
spotkanie z Melvinem będzie tak wyglądało. Uznawałam go za zamknięty epizod, do
którego nie zamierzałam powracać. Nawet kiedy Billy o nim wspomniał, nie
wywarło to na mnie wrażenia. Dopiero gdy go ujrzałam, coś we mnie drgnęło, a
wspomnienia powróciły błyskawicznie.
– Catherine? – Mężczyzna
pokonał dzielącą nas przestrzeń, odkładając szklankę na bok. Gdy się zbliżył,
wyczułam w jego oddechu wyraźną nutę alkoholu, która mieszała się z delikatnym
zapachem męskich perfum. Po chwili Melvin subtelnym ruchem dotknął mojego
policzka i chwycił za aksamitną wstążkę przywiązaną do maski. Odplątał ją, po
czym zdjął z mojej twarzy, odkrywając prawdziwe oblicze Catherine Anderson.
– Tak, to ja –
zakomunikowałam krótko, odsuwając się od niego i wyrywając mu z ręki maskę.
Zmieszał się
nieco, marszcząc brwi.
– Co ty tutaj
robisz, Catherine? – spytał zaintrygowany, a zarazem odrobinę zszokowany moim
widokiem.
Ja zdążyłam już się
otrząsnąć i powrócić do rzeczywistości, zostawiając za sobą sentymenty.
– Lepiej ty mi odpowiedz.
Skąd się tutaj wziąłeś? – burknęłam, lustrując go. Miał na sobie markowy
garnitur z granatowym krawatem i buty w podobnym kolorze. Jak zawsze elegancki.
– Jak zawsze
arogancka. Nic się nie zmieniłaś, chociaż w czarnym prezentujesz się
zadziwiająco kusicielsko – odpowiedział z charakterystycznym akcentem. Sięgnął
po whisky, po czym upił porządny łyk.
– Nie mam
pojęcia, co tutaj robisz i jakie masz układy z ochroną, ale spadam stąd.
Zresztą i tak mam niewiele czasu. Cholera! – Zaklęłam głośno, sprawdzając
godzinę na wyświetlaczu komórki. Udałam się w stronę drzwi, nie zważając na
Melvina. Liczył się tylko Eliot. Nie mogłam pozwolić, by jakiś psychol
przetrzymywał czy torturował ostatniego członka rodziny, jaki mi pozostał.
Musiałam zapomnieć o Harrisie i odłożyć zlecenie na później. Mój przyrodni brat
był ważniejszy.
– Zaczekaj,
Catherine! – zawołał Melvin i złapał mnie za ramię. Odwróciłam się.
– Czego chcesz?
– syknęłam. On spojrzał na mnie zaskoczony reakcją. Musiałam kolejny raz go
odtrącić. Nie miałam czasu, by wdawać się w rozmowę. Życie Eliota zależało ode
mnie. – Muszę iść. Eliot mnie potrzebuje.
– Wyprowadzę cię
stąd, skoro tak ci spieszno – obwieścił Clarke, po czym odłożył krzesło na bok.
Otworzył drzwi i wyszedł, a ja założyłam z powrotem maskę, by nikt mnie nie
rozpoznał. W tym czasie jeden z ochroniarzy zobaczył nas i podbiegł.
– Szefie! Kamery
zarejestrowały jakąś brunetkę kręcącą się w pobliżu. Zachowywała się dość
dziwnie – zawołał wysoki, czarnoskóry mężczyzna.
– W porządku. To
mój gość – obwieścił Melvin.
Błyskawicznie
wciągnęłam go w głąb komnaty.
– Szefie?! –
wycedziłam, z zaskoczeniem wytrzeszczając oczy. – Jesteś właścicielem tego
burdelu? Kim jest Aiden Harris? – zapytałam, świdrując go wzrokiem. Nie mogłam
uwierzyć w to, co usłyszałam. Jeden z goryli nazwał Melvina szefem.
– Cath,
porozmawiajmy na spokojnie – odparł ze stoickim spokojem, po czym machnął ręką
w stronę ochroniarza.
– A więc źle
trafiłam. Interesuje mnie Harris, nie ty. Najwidoczniej się pomyliłam. Nie mam
czasu na rozmowy, Melvin. Eliot nie może czekać – burknęłam oschle i wybiegłam
z komnaty jak poparzona.
– Catherine! –
zawołał za mną Melvin. Chwilę po tym usłyszałam jego kroki. Biegł za mną, więc
zatrzymałam się, by go powstrzymać.
– Czego chcesz?
– spytałam naburmuszona, a jednocześnie lekko podenerwowana tym, co mogło się dziać
z bratem.
– Wyprowadzę cię
stąd. Inaczej nie opuścisz tego miejsca tak szybko, jak byś chciała –
zaproponował.
Popatrzyłam na
niego, marszcząc brwi. Musiałam się zgodzić, nie miałam czasu.
– Zgoda.
Potrzebuję samochodu – oznajmiłam łagodniejszym tonem i ruszyłam za Melvinem.
Ominęliśmy
główną salę, udając się do zupełnie innego skrzydła podziemi. Nie sądziłam, że ów
dom publiczny jest tak rozbudowanym miejscem. Nasza trasa była prawdopodobnie najkrótsza;
prowadziła do zupełnie innej windy niż ta, którą weszłam. Mijaliśmy
ochroniarzy, którzy usuwali się z drogi na widok Melvina, a przed drzwiami
windy jeden z nich zaprosił nas do środka i przyjął zamówienie na samochód, o
który Melvin poprosił. Wyjeżdżaliśmy na górę w milczeniu.
– Co się dzieje
z Eliotem? Znowu się w coś wpakowałaś, Cath? – spytał Melvin, przerywając
niezręczną ciszę.
– Naprawdę
chcesz wiedzieć? Lepiej powiedz mi, kim jest Aiden Harris. Myślałam, że to on
jest właścicielem, a tutaj dowiaduję się czegoś innego. Nie spodziewałam się
tego po tobie – palnęłam, rzucając mu wrogie spojrzenie. – Zamierzasz cokolwiek
powiedzieć na ten temat?
Melvin zamilkł i
schował twarz w dłoniach. Nie wiedziałam, jak odczytać tę reakcję. Wysiedliśmy
z windy, udając się w stronę baru.
– Wszystko ci
wyjaśnię, Catherine. Mój samochód stoi tam – powiedział, wskazując czarnego
mercedesa, który nadjechał z drugiej strony ulicy. Potrzebowałam szybkiego
transportu, więc byłam zmuszona do skorzystania z podwózki.
Wszystko toczyło
się szybko, a na domiar złego byłam kompletnie roztrzęsiona. Nie mogłam się na
niczym skupić. Myślałam o Eliocie, jednak Harris również nie dawał mi spokoju.
Czułam, że Melvin coś ukrywa.
Nie powinnam o
tym jednak myśleć. Liczył się mój brat, tylko on mi pozostał. Wciąż zadawałam
sobie pytanie: w jakie tarapaty się
wpakował oraz kto śmiał go tknąć? W głowie kotłowało mi się od myśli,
obrazów i wizji, które podświadomie kreowałam. Wszystko było tak zagmatwane i
niewyraźne, że zaczynałam się naprawdę niepokoić, a krew gotowała się w moich
żyłach.
Podbiegłam do
samochodu, ściągnęłam niewygodnie buty i wyrzuciłam je gdzieś niedaleko.
Wzięłam od Melvina kluczyki. Nie protestował, wręcz przeciwnie. Sam nie mógł
prowadzić, gdyż czuć było od niego alkohol. Nie zamierzał się ze mną spierać i
był bardzo posłuszny, dzięki czemu nie traciłam czasu. Warunkiem tej
uprzejmości było towarzystwo Melvina. Wsiadłam do mercedesa, błyskawicznie
odpalając silnik, który zawarczał głośno. Zdawałam sobie sprawę, że wyszłam z
wprawy, ale nie dawałam za wygraną. Starałam się ignorować Melvina i udawać, że
wcale nie siedzi obok mnie. Wrzuciłam bieg w automatycznej skrzyni i z piskiem
opon ruszyłam.
Zaraz
zadzwoniłam do Billy'ego, by zrelacjonować mu całą sytuację. Nie wspomniałam o swoim
byłym, który mi towarzyszył. Billy uparł się, że dołączy do mnie najszybciej,
jak to możliwe, ale zabroniłam mu. Nie chciałam, by narażał się na jakiekolwiek
niebezpieczeństwo. Zresztą nie wiedzieliśmy, z kim mamy do czynienia. To mógł
być każdy, kto pragnął odegrać się na mnie za wyrządzoną w przeszłości krzywdę.
Byłam świadoma, że w końcu nadejdzie dzień, w którym moje grzechy ujrzą światło
dzienne i będę musiała zapłacić za to, co kiedyś zrobiłam. Okazało się, że nie jestem
jednak na to gotowa.
Obecność Melvina
tylko pogarszała sprawę i nieco mnie irytowała. Jak zwykle pojawił się w
najmniej oczekiwanym momencie mojego życia i znów namieszał, otaczając się
uparcie ukrywanymi tajemnicami. Nie miałam jednak czasu na dochodzenie do
prawdy. Howard, Harris i Melvin zostali w tyle. Tylko Eliot był w mojej głowie.
Droga do
miejsca, w którym prawdopodobnie znajdował się mój brat, ciągnęła się w
nieskończoność, przez co byłam podenerwowana, a szalejące we mnie emocje brały
górę. Nie wiedziałam, ile mam czasu, by dostać się na wybrzeże. Wcisnęłam mocno
pedał gazu, ruszając z piskiem na światłach i aż zadrżałam, słysząc niepokojące
wycie silnika. Melvin nie odezwał się, ale nieco pobladł, kiedy ścięłam zakręt.
Najwidoczniej zdawał sobie sprawę z tego, że nie żartuję.
– Chcesz nas
pozabijać? – wybuchnął w końcu, zbliżając się do mnie. Poczułam zapach
alkoholu, wydobywający się z jego ust. – Jedziesz pod prąd! – dodał, wymachując
rękami.
– Opanuj się,
Melvin i otwórz okno, bo cuchniesz alkoholem na kilometr – burknęłam.
– Ja mam się
opanować? – prychnął z oburzeniem.
– Przecież to
nie ja wrzeszczę – syknęłam i opuściłam odrobinę jego szybę. – Masz mi wszystko
wyjaśnić. Teraz. Kim jest Harris i skąd się wziąłeś w tamtym burdelu? – Zerknęłam
kątem oka na twarz Melvina, który nieco zmarszczył czoło, jakby nie chciał o
tym rozmawiać.
– Zmieniłem
nazwisko, żeby w końcu zacząć od nowa. Nie chciałem, by ojciec się o tym
dowiedział, a pomysł z nocnym klubem okazał się bardzo dobry. Pieniądze mnożyły
się z godziny na godzinę, a ja w końcu mogłem odkuć się po tym, jak ojciec i ta
suka odcięli mnie od wszelkich środków. Sukinsyn ma dziecko z moją byłą żoną –
uciął i prychnął, po czym uderzył pięścią w drzwi samochodu. – Chciałem się
zemścić i zdemaskować w końcu jego handel prochami. To dlatego wtedy cię
szukałem. Myślałem, że po wyjściu jakoś mi pomożesz.
– Może gdybyś
był pierwszy, to bym ci pomogła. Tymczasem ktoś cię ubiegł, Melvin –
powiedziałam półszeptem i spojrzałam na niego. Zmieszał się, wyglądał na
zdezorientowanego.
– Co chcesz
przez to powiedzieć?
– Kojarzysz
nazwisko Waller? Howard Waller przyszedł do mnie z propozycją nie do odrzucenia.
Ostatnie zlecenie. Zabicie Aidena Harrisa – wymamrotałam.
Melvin pobladł,
wziął głęboki wdech i zacisnął zęby.
– Mogłem się
tego spodziewać... – wycedził, przeczesując nerwowo włosy.
– Znasz go? –
spytałam, ściszając ton.
Mężczyzna przez
chwilę milczał, chowając głowę w dłoniach.
– Waller pracuje
dla mojego ojca. Mój ojciec, Henry Turner, kazał ci... mnie zabić. – Zaśmiał się
gorzko.
Aiden Harris to Melvin? Wtedy
uświadomiłam sobie, że osoba, która jest moim celem, to Melvin. Zrobiło mi się
jakoś chłodniej i odpłynęłam na moment. A co jeśli bym go nie rozpoznała? Nie
chciałam znać odpowiedzi na to pytanie.
– Nie miałam
pojęcia, Melvin – bąknęłam.
– W tym rzecz.
On o wszystkim wiedział, a ty zapewne miałaś go tylko do mnie doprowadzić.
– Tak myślisz? –
zapytałam.
– Jestem tego
pewien.
Byliśmy już w
połowie drogi, kiedy usłyszałam wibrujący telefon. Nie mogłam po niego sięgnąć,
gdyż przemieścił się podczas jazdy.
– Czekaj,
odbiorę – zaproponował Melvin.
– Nie! A co
jeśli to Waller? – pisnęłam.
On jednak, ignorując
moją reakcję, chwycił komórkę i spojrzawszy na wyświetlacz, odebrał połączenie.
Spróbowałam wyrwać mu telefon z ręki. Bezskutecznie.
– Zatem tym
bardziej chcę odebrać! Halo? – powiedział Melvin, nasłuchując odpowiedzi.
– Daj mi telefon
i to już! – wycedziłam.
– Nikt się nie
odzywa. Słyszę tylko jakieś trzaski – odparł, marszcząc brwi.
– Trzaski?
Cholera! – palnęłam. – Spójrz na wyświetlacz. Jest tam jakiś numer? – Co chwilę
zerkałam nerwowo Melvina, ale starałam się nie spuszczać na długo wzroku z
drogi. Na szczęście byliśmy już blisko celu.
– Halo? –
ponowił pytanie Melvin, po czym spojrzał na ekran. – Numer nieznany. Jest tam
ktoś?! – wrzasnął do komórki.
Rozmówca się rozłączył.
– No świetnie! –
rzuciłam i uderzyłam ręką w kierownicę. Nie było pewne, kto próbował się do
mnie dodzwonić, ale najprawdopodobniej była to osoba, która poinformowała mnie
o miejscu przetrzymywania Eliota.
– A co jeśli to
był Eliot? – zagadnął Melvin, spoglądając na mnie.
– Jeżeli to był
Eliot, to wciąż jest nadzieja, że żyje – odparłam, ściszając głos.
Dojechaliśmy do
wybrzeża, przy którym znajdował się niewielki, drewniany dom ulokowany samotnie
na wybrzeżu. Powróciły wspomnienia, w których z ojcem przyjeżdżaliśmy tutaj, by
spędzić lato nad oceanem.
Zaparkowałam
samochód daleko, na pustej kamienistej drodze. Następny budynek znajdował się
jakąś milę dalej. Ludzie nie osiedlali się w tym miejscu z powodu ciężkiego
dojazdu i osuwającego się wybrzeża, które było podmywane przez fale. Można było
to zaobserwować na przykładzie naszego domu.
Pospiesznie wysiadłam
z samochodu, zabierając ze sobą kluczyki i telefon, po czym błyskawicznie
zamknęłam Melvina wewnątrz.
– Ty zostajesz
tutaj, a gdy wrócę, powiesz mi wszystko, co wiesz o Wallerze – powiedziałam
półszeptem, pochylając się do okna.
Melvin zaczął
wykrzykiwać różne obelgi i szarpać za klamki, ale zupełnie go zignorowałam. Był
w samochodzie bezpieczny. Na zewnątrz mógłby wszystko popsuć i tylko
zaszkodzić. Bardziej interesowało mnie to, że byłam bosa i na dodatek miałam na
sobie sukienkę.
– A niech to
szlag – mruknęłam.
Chwyciłam broń i
boso pomknęłam po kamienistej drodze w kierunku domu, zostawiając Melvina zamkniętego
w samochodzie. Odczuwałam lekki ból, gdy ostre kamyczki raniły podeszwy moich stóp.
W końcu dotarłam do piaszczystego wybrzeża. Ocean był wzburzony, a fale
rozbijały się o brzeg z głośnymi chluśnięciami. Starałam się przejść
niepostrzeżenie przez plażę, jednak dom stał na zupełnym pustkowiu; nie było niczego,
za czym mogłabym się schować.
Znałam budynek doskonale,
więc od razu poszłam ku tylnemu wejściu. Omiotłam spojrzeniem cały dom. Praktycznie
w ogóle nie zmienił się przez minione lata – był jedynie nieco zniszczony przez
wodę i czas. Stara, przedziurawiona łódź wciąż stała w pobliżu frontowych drzwi,
a wiosła, zardzewiałe narzędzia ogrodowe i łopaty leżały pod drewnianym
podestem. Rozejrzałam się badawczo i dostrzegłam w oddali szary samochód. Prawdopodobnie
był to ten sam wóz, który Billy odnalazł na nagraniu. Wyglądał na stary model
volvo. To nie mógł być zbieg okoliczności. Wszystko układało się w całość,
jednak wciąż nie wiedziałam, kto za tym stoi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz