niedziela, 12 stycznia 2020

Rozdział 6: Czarna Mamba

Beta Nina Avdeeva, dziękuję <3

~*~
Wieść o tym, że mój były zamierzał wrócić do San Francisco, wcisnęła mnie w sofę.  Zamarłam przez moment. Zupełnie zapomniałam o Melvinie, którego poznałam w trakcie realizacji jednego ze zleceń. Zakręcił mi w głowie i miałam przez niego drobne kłopoty. Przez długi czas plułam sobie w brodę, że dałam się omamić przystojnemu Brytyjczykowi z nieziemskim akcentem. Chciałam zakończyć nasz krótki romans, który przysporzył mi wiele utrapień, ale Melvin wciąż stawał na mojej drodze.
Problem w tym, że wiedział, kim byłam.
– Co takiego? Ty chyba żartujesz! Akurat wtedy, gdy ja... – wycedziłam, przerywając w połowie zdania. Moje oczy zapłonęły. Zaśmiałam się ponuro, ale wcale nie było mi do śmiechu. Myślałam, że to tylko głupi żart, ale Billy nie wyglądał w tamtym momencie na kogoś, kto stroi żarty.
Chwyciłam się za głowę i prychnęłam, po czym zerknęłam na przyjaciela pytająco. Nie zamierzałam już nigdy więcej oglądać twarzy Melvina. Był to zamknięty rozdział, do którego nie chciałam wracać.
– Dzwonił do mnie kilka dni temu i wypytywał o ciebie. Nie zdradziłem mu za wiele, ale sam sporo wiedział – oznajmił Billy. – Nie martw się, Cath. Poradzisz sobie bez niego i dopilnuję, by nie wmieszał się w twoje życie już nigdy więcej – dodał, po czym położył mi dłoń na prawym ramieniu. Poczułam jego dotyk, a przez ciało przeszły mi lekkie dreszcze. Nie pamiętałam, jakie to uczucie, kiedy druga osoba dotyka cię w przyjemny sposób.
– Minęło tyle lat, a on tak po prostu zamierza się tutaj zjawić jakby gdyby nigdy nic? Widziałeś się z nim przez ten czas? – spytałam lekko podenerwowana i skupiłam wzrok na pustym pudełku po pizzy.
Skreśliłam Melvina dawno temu i przez jakiś czas o nim nie myślałam. To nie był odpowiedni moment, by pojawił się w moim życiu po raz kolejny. Nie byłam na to przygotowana, mój plan tego nie przewidywał i nie zamierzałam go zmieniać z powodu Melvina.
  Wpadłem na niego raz, będąc w San Jose. Z tego, co wiem, rok temu rozwiódł się z żoną. Zdradzała go z jakimś facetem, ma z nim syna. Tyle  wiem na jego temat.
– Całkiem sporo. I na dodatek jego żona miała romans. Zastanawiam się tylko, czego Melvin chce ode mnie.
Billy wzruszył ramionami. W mojej głowie znów zaczęło roić się od wspomnień, związanych z byłym chłopakiem. Nasza znajomość nie trwała długo, ale często wracałam pamięcią do tego okresu i nie potrafiłam go wymazać.
– Robi się już późno. Musisz odpocząć, Cath. Za dużo wszystkiego jak na jeden dzień. Przenocujesz tutaj, ale jutro rano Grace ma odebrać Lucy. To raczej nie jest dobry pomysł, byś ją u mnie spotkała – powiedział, po czym wstał i omiótł wzrokiem pokój.
– Jasne, rozumiem. Wielkie dzięki. Melvinem jakoś się zajmę. Nie mamy sobie wiele do powiedzenia, więc załatwimy sprawy szybko, gdy się zjawi. Jutro zabiorę swoje rzeczy i ulokuję się gdzieś indziej – mruknęłam.
Wtedy przypomniałam sobie, dlaczego odwiedziłam Billy'ego. To właśnie on opiekował się wszystkimi moimi rzeczami w razie komplikacji bądź problemów.
– Mam nadzieję, że wciąż przechowujesz Czarną Mambę i resztę moich klamotów. – Mówiąc Czarna Mamba, miałam na myśli czarnego Chevroleta Camaro z 1969 roku. Od zawsze byłam fanką starych samochodów.
– Wisisz mi trochę forsy za garażowanie twojej bryki. – Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. – I oczywiście za resztę rzeczy również – dodał szybko, unosząc kąciki ust.
Zerknęłam na niego po raz kolejny. Był tym samym Billym, którego znałam, jednak wciąż nie mogłam przyzwyczaić się do jego bujnej czupryny.
***
Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie, gdyż w nocy nie mogłam zmrużyć oka. Nie byłam przyzwyczajona do spania w normalnym łóżku. Zwykła sofa wydawała się niebiańskim luksusem, jednak moje plecy przyzwyczajone były do twardego, cienkiego tapczanu. Kiedy nie próbowałam zasnąć, rozmyślałam o Melvinie. Nie mogłam pozbyć się go z mojej głowy. Starałam się zapomnieć o jego zielonych oczach, które zawsze przeszywały mnie na wylot. Nie było dla niego miejsca w moim życiu i dobrze o tym wiedziałam, aczkolwiek serce wciąż do niego powracało.
Wolałabym skupić się na sobie, by w końcu odzyskać dawne życie. 
Promienie porannego słońca wtargnęły do pokoju, przebijając się przez cienkie zasłony. Było już koło szóstej, a ja nadal nie mogłam zasnąć. Billy spał na podłodze obok sofy, którą mi odstąpił. Nie chciałam go budzić, już wystarczająco wcześniej go wymęczyłam.
 Tego dnia miałam spotkać się z Wallerem lub ludźmi jego szefa w pobliżu Coit Tower i otrzymać dalsze polecenia w związku ze zleceniem. Zależało mi, żeby przed tym odzyskać swoje rzeczy, w tym ukochany samochód. W jakimś stopniu przywróciłoby mi to dawne życie.
Zsunęłam się powoli z łóżka i podeszłam do okna. Odsunęłam zasłonę i zmrużyłam oczy, kiedy słońce je uraziło. Zabrałam bluzę z biurka i bezszelestnie udałam się w stronę drzwi. Gdy usłyszałam coś za plecami, instynktownie się odwróciłam.
– Już wstałaś? – dobiegł mnie z pokoju ciepły, lecz zachrypnięty głos Billy'ego, który najwidoczniej się przebudził.
Odwróciłam się na pięcie i wtedy dotarło do mnie, że miałam na sobie tylko bieliznę i biały, szeroki podkoszulek. Planowałam bezszelestnie udać się do toalety i założyć dresowe spodnie oraz bluzę.
Billy był trochę zaspany i musiał przetrzeć oczy, by mnie dokładnie dostrzec. Szczególną uwagę zwrócił na moje posiniaczone uda.
– Boże, Cath. Co oni ci tam zrobili?
– Nic takiego. W końcu byłam w więzieniu, a nie w przedszkolu. To tylko siniaki, wkrótce znikną – powiedziałam i błyskawicznie założyłam spodnie. Przeczesałam niesforne kosmyki włosów i otarłam twarz.
Billy w tym czasie ociężale podniósł się z podłogi i rozejrzał w poszukiwaniu swoich ubrań. Miranda wstała bardzo wcześnie. Już około godziny czwartej słyszałam, jak krzątała się w kuchni.
Przyjaciel przygotował dla nas śniadanie. Niemalże zapomniałam, jakim beznadziejnym kucharzem był. Na szczęście dawno nie jadłam płatków kukurydzianych, więc taki poranek był dla mnie cudownym rozpoczęciem dnia.
***
– Idziemy? – spytał Billy, kiedy skończyłam wiązać sznurówki. Podniosłam głowę i zsunęłam kaptur.
– Tak, idziemy – odpowiedziałam krótko.
Upewniliśmy się najpierw, że Lucy śpi. Nie chcieliśmy jej obudzić; było dość wcześnie, a Miranda nie miała sił, by się nią zająć. Opuściliśmy mieszkanie i skierowaliśmy się na klatkę schodową. Zeszliśmy na dół, po czym udaliśmy się w stronę garaży sąsiadujących z kamienicą.
Z przyzwyczajenia naciągnęłam kaptur na głowę. Billy zerknął na mnie dziwnie. Czułam się tak bezpieczniej. Wciąż miałam wrażenie, że każdy na mnie spogląda i wytyka palcem, choć było zupełnie inaczej. Nikt nie zwracał na mnie uwagi.
Przez chwilę poczułam się pewniej. Nie był to korytarz bloku więziennego, ale zwykła ulica San Francisco.
– Daleko jeszcze? – spytałam, przerywając niezręczną ciszę.
Wędrowaliśmy wzdłuż garaży. W końcu Billy zatrzymał się obok jednego i wyjął z kieszeni pęk kluczy.
– Jesteśmy na miejscu – odparł i się rozejrzał.
Wokoło nie było żywego ducha, wszyscy zapewne jeszcze spali. W oddali można było dostrzec jedynie staruszka, który wyprowadzał małego pieska. Kiedy zwierzę nas dostrzegło, zaczęło szczekać. Szybko weszliśmy do garażu, zamykając za sobą drzwi.
– Nie lubię psów. Zawsze wyczuwają, że za nimi nie przepadam – mruknęłam.
Billy zaśmiał się, po czym zapalił światło. Garaż, a raczej magazyn na liczne przedmioty, był o wiele większy, niż wydawał się z zewnątrz. Większość rzeczy należała do Billy'ego, ale rozglądałam się głównie za swoimi. Pojedyncza, marna żarówka wisząca nad nami nie była w stanie oświetlić całego pomieszczenia, co utrudniało poszukiwania. Spojrzałam na przyjaciela i zmarszczyłam brwi.
– Ach, no tak. Twoje cudeńka – rzekł Billy i nacisnął przełącznik.
Tym razem oświetliło cały schron, a moim oczom ukazał się ogromny obiekt w kształcie samochodu ukryty pod czarną płachtą.
– Czy to jest to, o czym myślę? – rzuciłam i niemalże w podskokach ruszyłam w stronę wozu.
Chwyciłam ciemne nakrycie i szarpnęłam z impetem. W powietrze uniosły się drobinki kurzu i pyłu, które zaraz opadły. W końcu mogłam zobaczyć mój ukochany samochód. Po twarzy przemknął mi cień uśmiechu. Obejrzałam wóz, który był w takim samym stanie, w jakim go zapamiętałam.
– Naprawdę w to nie wierzę.
– Trochę się nim woziłem na początku, ale od jakiegoś czasu stoi tutaj, w garażu matki. Często pytała mnie, co się tutaj kryje, kiedy chciała sprzedać garaż, ale wspomniałem coś o twoich rzeczach. Od razu zmieniła zdanie. Dla bezpieczeństwa często zmieniałem położenie reszty przedmiotów. Raz przeszukiwali nawet całe mieszkanie łącznie z garażem, ale na szczęście nic nie znaleźli.  Zacząłem trochę kombinować. Nie jest łatwo ukryć broń, zwłaszcza gdy sam jesteś poszukiwany – powiedział, po czym chwycił za łom leżący na stoliku tuż za samochodem.
Dopiero wtedy zorientowałam się, że znajdowało się tam naprawdę wiele przeróżnych klamotów. Począwszy od starych zegarów pokrytych grubą warstwą kurzu, a skończywszy na wiekowych szafkach, krzesłach, butelkach po alkoholu czy wysłużonych sprzętach muzycznych i komputerach.
– Czy chcę wiedzieć, do czego jest ci to potrzebne? – spytałam Billy'ego, wskazując palcem łom, który trzymał w ręku.
– Jeżeli zamierzasz się dowiedzieć, gdzie leży reszta twoich rzeczy, to owszem.

4 komentarze:

  1. Ciekawe kim jest ten facet, co zaproponował Cath współpracę, no i jeszcze wątek z "byłym". Czuję, że będzie się działo. :D
    Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak sobie myślę czy czasem ten szef to nie ten który zabił mordercę jej ojca?

    OdpowiedzUsuń