Beta @NinaAvdeeva <3
~~*~
Ludzie zamknięci w klatkach, po
wyjściu muszą zdać się na innych. Przystosowanie do otaczającego świata jest
czasochłonnym procesem, który może ciągnąć się przez długi okres. W pojedynkę
trudno stawić czoło nawet najmniejszym problemom.
Waller miał rację. Imię należało do
mojej zmarłej matki. Potrącił ją pijany kierowca, gdy nie umiałam jeszcze
chodzić.
Nie mogłam się przyzwyczaić do
nowej tożsamości. Cały czas wyobrażałam sobie kobietę, która dała mi życie,
zastanawiając się, jaka była i jakie cechy po niej odziedziczyłam. Ojciec
często wspominał, że mam jej oczy i ognisty temperament.
Przez następne dwa dni
przygotowywałam się do realizacji zadania, które mi powierzono. Wynajęłam pokój
w innym hotelu, gdzie zamierzałam zostać przez kilka dni, by zająć się pracą.
Poprosiłam Billy'ego o pomoc w ustaleniu szczegółów dotyczących mojego celu
oraz o informacje na temat wyciętego fragmentu nagrania z kamer. Niestety
wymagało to dłuższego czasu, co wzbudzało we mnie z każdym dniem coraz większe
podenerwowanie. Odnowiłam kilka starych znajomości, ale i one nie pomogły mi za
wiele. Po tylu latach nie dawałam sobie rady. Świat uległ zmianom i nawet z
obsługą telefonów miałam drobne problemy. Wiele rzeczy mnie przez to drażniło.
Czułam się, jak małe dziecko, które za wszelką cenę chce już być dorosłym, ale
nie potrafi sobie z pewnymi sprawami dotyczącymi nowych technologii poradzić.
Wciąż rozmyślałam o Eliocie i o
tym, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczę. Moją głowę zaprzątała jednak jeszcze
jedna osoba, która ponownie stanęła na mojej drodze. Melvin mógłby wszystko
zepsuć, pojawiając się w tak ważnym momencie. Zawsze stwarzał problemy i był
utrudnieniem w wykonywaniu zleceń. Ja natomiast z każdym dniem bardziej się do
niego przywiązywałam i chociaż chciałam, nie potrafiłam odejść, co było wielkim
błędem. Żałowałam, że dałam się tak łatwo nabrać i pozwoliłam uczuciom
zawładnąć moim umysłem, choć zawsze unikałam przywiązywania się do ludzi.
Dlaczego tamtym razem było tak trudno?
Zmiana koloru włosów była dla mnie
lekkim szokiem, ale i niestety koniecznością. Ku mojemu zdziwieniu czerń
wyglądała dość dobrze na mojej głowie, a fryzura ze skośną grzywką dodawała mi
uroku. Choć blada skóra nie współgrała, to całość prezentowała się dość
porządnie. Nie sądziłam, że zmiana uczesania i koloru włosów może tak wpłynąć
na wygląd.
Kiedy, już jako brunetka, opuściłam
hotel, udałam się na spotkanie z Billym. Unikaliśmy kontaktu przez telefon i za
każdym razem spotykaliśmy się w innym miejscu. Tym razem przyjaciel miał
zostawić wiadomość dotyczącą miejsca w recepcji hotelowej. Odebrałam mały
liścik i ruszyłam pod wskazany adres. Miałam zjawić się o dziesiątej niedaleko
hotelu i czekać obok znanej nam obojgu cukierni. Zamówiłam taksówkę, która w
niecałe siedem minut podrzuciła mnie na miejsce spotkania. Wręczyłam kierowcy
należytą kwotę i wysiadłam, udając się w stronę cukierni, od której dzieliło
mnie kilka metrów. Kiedy cierpliwie czekałam na przyjaciela, zatrzymał się obok
mnie granatowy samochód. Przednie okno od strony pasażera się otworzyło, a ja zerknęłam
do środka. Za kierownicą siedział nie kto inny, jak Billy. Zmarszczyłam nieco
brwi, po czym usłyszałam jego głos.
– Wsiadasz czy nie?
Momentalnie otworzyłam drzwi i
zajęłam miejsce pasażera.
– Co to za wóz? Tylko nie mów, że
kradziony, bo nie uwierzę – rzuciłam, spoglądając na niego. Nie zwróciłam nawet
uwagi na markę samochodu ani na to, że Billy dokonał lekkiej metamorfozy swoich
włosów — nieco je skrócił i porządnie uczesał.
– Ależ skąd. Musiałem wziąć samochód
Grace – mruknął, włączając się do ruchu.
– Lasher?! Zwariowałeś? –
burknęłam, zaraz przypominając sobie, że Grace jest kuzynką Billy'ego.
– Daj temu spokój, Cath. Świetnie
wyglądasz, do twarzy ci w czerni. Dobrze, że dałaś mi znać o zmianie wcześniej,
bo pewnie znów bym cię nie rozpoznał.
Spoglądał na mnie co jakiś czas,
kiedy stawał na światłach bądź w korku.
– I ty w końcu wziąłeś się za
siebie. – Uśmiechnęłam się lekko, dotykając jego włosów.
– W końcu i ja musiałem coś zrobić.
– Mam nadzieję, że przyzwyczaję się
do nowej mnie. Od teraz nazywaj mnie Samantha bądź Sam. Starej Catherine już
nie ma – oznajmiłam z zupełną powagą.
– Nie będzie łatwo odzwyczaić się
od twojego imienia.
– Nie przesadzaj, Billy –
prychnęłam. – Zająłeś się tą dziewuchą?
Billy zerknął na mnie kątem oka.
– Tak. Zrobiłem, jak kazałaś.
Wzięła forsę i się zmyła.
– To świetnie. Jeden problem z
głowy. Do rzeczy, czas ucieka. Masz dla mnie jakieś informacje? Cokolwiek? Nie
mogę ruszyć z miejsca, nie mogę się jeszcze odnaleźć, Billy. Wszystkie moje
umiejętności przepadły, kontakty dawno przestały istnieć. – Uświadomiłam sobie,
że tkwię w martwym punkcie i jestem uzależniona od innych, w szczególności od
Billy'ego, który był moją ostatnią nadzieją.
– Będzie dobrze, Cath… to znaczy
Sam. – Uścisnął lekko moje ramię. – Zabieram cię w pewne miejsce. Tam
przedstawię wszystko, co mam.
– Dokąd jedziemy? – zapytałam
zaciekawiona.
– Zobaczysz – odparł i uniósł kącik
ust.
Słońce piekło już od samego rana
jak zresztą każdego dnia. Było bardzo duszno, a stary samochód Grace nie miał
klimatyzacji, więc musieliśmy otworzyć okna. Jechaliśmy przez miasto około
dwudziestu minut, zanim dotarliśmy na miejsce. Nie przypominałam sobie, abym
wcześniej była tam, dokąd zabrał mnie Billy. Dotarliśmy do starego warsztatu
samochodowego w trakcie remontu. Mojemu przyjacielowi uśmiech nie schodził z
twarzy.
– Gdzie my do cholery jesteśmy? –
spytałam, lekko unosząc głos. Nigdy nie lubiłam niespodzianek, bo bardziej
działały mi na nerwy, niż dawały jakąkolwiek radość. – Dobrze wiesz, że nie mam
czasu na zabawy.
Billy jakby nie zwracał uwagi na
to, co mówiłam, i pospiesznie opuścił bez słowa samochód. Wyszłam za nim i
chwyciłam go za ramię.
– Spokojnie, Cath. – Zapomniał już,
że mieliśmy nie wspominać o Catherine, ale bardziej irytował mnie w tamtej
chwili jego uśmieszek. – Zaraz coś, a raczej kogoś, zobaczysz – zapowiedział i
pomknął w stronę warsztatu.
Wszedł do środka, a ja powędrowałam
za nim naburmuszona i rozdrażniona tą zabawą. Wewnątrz znajdowały się dwa
powypadkowe samochody. W powietrzu unosił się zapach benzyny, płynu do
spryskiwaczy i mocnej kawy. Na ścianach pełno było plakatów i kalendarzy z
nagimi kobietami. Trzeba było uważać, by nie potknąć się o jakąś część od
samochodu. Nabierałam już przekonania, że jesteśmy tam sami, gdy spod jednego z
samochodów wysunął się chudy, młody mężczyzna cały pobrudzony czarną mazią.
Zorientował się, że stoimy w warsztacie, po czym podniósł się i ruszył w naszą
stronę, wycierając ręce w jasny skrawek materiału.
– O co chodzi? – Rozległ się
donośny głos mężczyzny.
W tym samym momencie usłyszeliśmy
skrzypnięcie drzwi dochodzące z drugiego końca pomieszczenia. Wyłoniła się
stamtąd sylwetka postawnego, łysego mężczyzny z gęstą czarną brodą. Jego
umięśnione ciało, a zwłaszcza ręce i łydki, pokryte były tatuażami.
– Spokojnie, Marshal. To znajomi –
odparł i z rozłożonymi ramionami podszedł do Billy'ego, aby go uścisnąć.
– Kopę lat, stary! – rzucił Billy.
Przyglądałam się tej radosnej scence nieco zdezorientowana i posyłałam przyjacielowi
pytające spojrzenia.
– A ty pewnie mnie nie poznajesz,
co? – zwrócił się do mnie. Wtedy coś zaświtało mi w głowie i wróciły
wspomnienia pogrzebane głęboko w pamięci. Oczywiście, że pamiętałam tę twarz,
jednak przez brodę trudno było od razu rozpoznać znajomą osobę.
– Brandon? Brandon Carson? –
spytałam i otworzyłam usta ze zdziwienia. Młody mechanik spoglądał na naszą
trójkę jeszcze bardziej zagubiony niż ja.
– Już myślałem, że będę musiał ci
przypominać, kto naprawiał twoją perełkę – rzucił ze śmiechem Brandon. Uścisnął
mnie mocno, czułam jego muskularne ręce obejmujące mnie w serdecznym uścisku.
– Co ty tutaj robisz? – zapytałam.
I mnie delikatny uśmiech nie znikał z ust.
– Zaraz ci wszystko opowiem.
Dobrze, że Billy ostrzegł mnie o twojej metamorfozie, bo naprawdę trudno byłoby
cię rozpoznać – powiedział Carson, po czym zwrócił się w stronę pracownika. – A
ty co tak patrzysz? Skończ, co zacząłeś. I niech Porter ruszy swoje dupsko i
weźmie się do roboty! – warknął, wskazując na małe pomieszczenie obok wejścia,
po czym zaprosił nas na górę.
Poznałam Carsona lata temu przez
kontakt z jego bratem, Calebem, który zajmował się obrotem broni. Odsiedział za
handel kilka lat, a później zniknął gdzieś na dłuższy czas. Nie widziałam go od
tamtego czasu, podobnie jak Brandona.
– A więc co tutaj robisz? –
zagadnęłam, kiedy wychodziliśmy schodami na górę, gdzie mieściło się małe
mieszkanie.
– Kupiłem tę ruderę jakieś dwa
miesiące temu. Wróciłem do San Francisco i wczoraj zadzwonił do mnie Billy, bo
dowiedział się, że jestem w mieście. Co was sprowadza? Z tego, co widziałem,
wozicie się jakimś starym rzęchem. Macie coś do naprawy? – spytał i zaprosił
nas do środka. Weszliśmy do małego, skromnego salonu.
– Interesuje nas twój brat –
poinformował Billy.
Brandon zmarszczył brwi i się
zatrzymał.
– Mój brat? Nie mam pojęcia, gdzie
on jest. Już dawno skończyłem z nim i jego robotą. Nie mieszam się w te sprawy
– rzucił podenerwowany, a na jego skroni pojawiła się pulsująca żyła, która
wskazywała na to, że Brandon wiedział coś na temat młodszego brata. Nie miałam
pojęcia, do czego potrzebny był Billy'emu Caleb, ale najwidoczniej mój
przyjaciel zdążył już coś ustalić.
– Naprawdę musimy się z nim
spotkać. Sprawa jest bardzo poważna – mruknęłam, zmieniając ton na zupełnie
łagodny.
Brandon popatrzył na Billy'ego, a
później przeniósł wzrok na mnie i westchnął głośno. Na moment zapadła cisza.
Wymieniałam spojrzenia z Billym, wyczekując reakcji Carsona. Wtem zadzwonił mój
telefon. Wyjęłam go z kieszeni i zerknęłam na wyświetlacz. Numer nieznany.
Odeszłam na bok i odebrałam połączenie, w tle słyszałam jakieś trzaski i
szmery.
– Zabawa się zaczyna, Catherine. –
Usłyszałam w słuchawce szept.
– Kim jesteś? – warknęłam, jednak
osoba, która do mnie dzwoniła, już zdążyła się rozłączyć.
– Co jest, Cath? – zapytał Billy.
– Wszystko w porządku. – Nie
zamierzałam teraz wyjaśniać, co miało miejsce. Sprawa z Carsonem była o wiele
ważniejsza.
– Prosimy tylko o jakiś kontakt z
nim, Brandon. Dobrze wiesz, że tylko ty jesteś w stanie nam pomóc, jeśli chodzi
o Caleba – odparł Billy.
Carson bez słowa podszedł do
niskiego stolika, chwycił komórkę, która na nim leżała, a później wykonał jakiś
telefon. Po chwili podszedł do nas i mruknął cicho:
– Nic więcej dla was nie zrobię.
Poczekajcie tutaj. Zjawi się za pół godziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz