piątek, 3 kwietnia 2020

Rozdział 12: Carson


Beta @NinaAvdeeva <3

~~*~
Ludzie zamknięci w klatkach, po wyjściu muszą zdać się na innych. Przystosowanie do otaczającego świata jest czasochłonnym procesem, który może ciągnąć się przez długi okres. W pojedynkę trudno stawić czoło nawet najmniejszym problemom.

Waller miał rację. Imię należało do mojej zmarłej matki. Potrącił ją pijany kierowca, gdy nie umiałam jeszcze chodzić.
Nie mogłam się przyzwyczaić do nowej tożsamości. Cały czas wyobrażałam sobie kobietę, która dała mi życie, zastanawiając się, jaka była i jakie cechy po niej odziedziczyłam. Ojciec często wspominał, że mam jej oczy i ognisty temperament.
Przez następne dwa dni przygotowywałam się do realizacji zadania, które mi powierzono. Wynajęłam pokój w innym hotelu, gdzie zamierzałam zostać przez kilka dni, by zająć się pracą. Poprosiłam Billy'ego o pomoc w ustaleniu szczegółów dotyczących mojego celu oraz o informacje na temat wyciętego fragmentu nagrania z kamer. Niestety wymagało to dłuższego czasu, co wzbudzało we mnie z każdym dniem coraz większe podenerwowanie. Odnowiłam kilka starych znajomości, ale i one nie pomogły mi za wiele. Po tylu latach nie dawałam sobie rady. Świat uległ zmianom i nawet z obsługą telefonów miałam drobne problemy. Wiele rzeczy mnie przez to drażniło. Czułam się, jak małe dziecko, które za wszelką cenę chce już być dorosłym, ale nie potrafi sobie z pewnymi sprawami dotyczącymi nowych technologii poradzić.
Wciąż rozmyślałam o Eliocie i o tym, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczę. Moją głowę zaprzątała jednak jeszcze jedna osoba, która ponownie stanęła na mojej drodze. Melvin mógłby wszystko zepsuć, pojawiając się w tak ważnym momencie. Zawsze stwarzał problemy i był utrudnieniem w wykonywaniu zleceń. Ja natomiast z każdym dniem bardziej się do niego przywiązywałam i chociaż chciałam, nie potrafiłam odejść, co było wielkim błędem. Żałowałam, że dałam się tak łatwo nabrać i pozwoliłam uczuciom zawładnąć moim umysłem, choć zawsze unikałam przywiązywania się do ludzi. Dlaczego tamtym razem było tak trudno?
Zmiana koloru włosów była dla mnie lekkim szokiem, ale i niestety koniecznością. Ku mojemu zdziwieniu czerń wyglądała dość dobrze na mojej głowie, a fryzura ze skośną grzywką dodawała mi uroku. Choć blada skóra nie współgrała, to całość prezentowała się dość porządnie. Nie sądziłam, że zmiana uczesania i koloru włosów może tak wpłynąć na wygląd.
Kiedy, już jako brunetka, opuściłam hotel, udałam się na spotkanie z Billym. Unikaliśmy kontaktu przez telefon i za każdym razem spotykaliśmy się w innym miejscu. Tym razem przyjaciel miał zostawić wiadomość dotyczącą miejsca w recepcji hotelowej. Odebrałam mały liścik i ruszyłam pod wskazany adres. Miałam zjawić się o dziesiątej niedaleko hotelu i czekać obok znanej nam obojgu cukierni. Zamówiłam taksówkę, która w niecałe siedem minut podrzuciła mnie na miejsce spotkania. Wręczyłam kierowcy należytą kwotę i wysiadłam, udając się w stronę cukierni, od której dzieliło mnie kilka metrów. Kiedy cierpliwie czekałam na przyjaciela, zatrzymał się obok mnie granatowy samochód. Przednie okno od strony pasażera się otworzyło, a ja zerknęłam do środka. Za kierownicą siedział nie kto inny, jak Billy. Zmarszczyłam nieco brwi, po czym usłyszałam jego głos.
– Wsiadasz czy nie?
Momentalnie otworzyłam drzwi i zajęłam miejsce pasażera.
– Co to za wóz? Tylko nie mów, że kradziony, bo nie uwierzę – rzuciłam, spoglądając na niego. Nie zwróciłam nawet uwagi na markę samochodu ani na to, że Billy dokonał lekkiej metamorfozy swoich włosów — nieco je skrócił i porządnie uczesał.
– Ależ skąd. Musiałem wziąć samochód Grace – mruknął, włączając się do ruchu.
– Lasher?! Zwariowałeś? – burknęłam, zaraz przypominając sobie, że Grace jest kuzynką Billy'ego.
– Daj temu spokój, Cath. Świetnie wyglądasz, do twarzy ci w czerni. Dobrze, że dałaś mi znać o zmianie wcześniej, bo pewnie znów bym cię nie rozpoznał.
Spoglądał na mnie co jakiś czas, kiedy stawał na światłach bądź w korku.
– I ty w końcu wziąłeś się za siebie. – Uśmiechnęłam się lekko, dotykając jego włosów.
– W końcu i ja musiałem coś zrobić.
– Mam nadzieję, że przyzwyczaję się do nowej mnie. Od teraz nazywaj mnie Samantha bądź Sam. Starej Catherine już nie ma – oznajmiłam z zupełną powagą.
– Nie będzie łatwo odzwyczaić się od twojego imienia.
– Nie przesadzaj, Billy – prychnęłam. – Zająłeś się tą dziewuchą?
Billy zerknął na mnie kątem oka.
– Tak. Zrobiłem, jak kazałaś. Wzięła forsę i się zmyła.
– To świetnie. Jeden problem z głowy. Do rzeczy, czas ucieka. Masz dla mnie jakieś informacje? Cokolwiek? Nie mogę ruszyć z miejsca, nie mogę się jeszcze odnaleźć, Billy. Wszystkie moje umiejętności przepadły, kontakty dawno przestały istnieć. – Uświadomiłam sobie, że tkwię w martwym punkcie i jestem uzależniona od innych, w szczególności od Billy'ego, który był moją ostatnią nadzieją.
– Będzie dobrze, Cath… to znaczy Sam. – Uścisnął lekko moje ramię. – Zabieram cię w pewne miejsce. Tam przedstawię wszystko, co mam.
– Dokąd jedziemy? – zapytałam zaciekawiona.
– Zobaczysz – odparł i uniósł kącik ust.
Słońce piekło już od samego rana jak zresztą każdego dnia. Było bardzo duszno, a stary samochód Grace nie miał klimatyzacji, więc musieliśmy otworzyć okna. Jechaliśmy przez miasto około dwudziestu minut, zanim dotarliśmy na miejsce. Nie przypominałam sobie, abym wcześniej była tam, dokąd zabrał mnie Billy. Dotarliśmy do starego warsztatu samochodowego w trakcie remontu. Mojemu przyjacielowi uśmiech nie schodził z twarzy.
– Gdzie my do cholery jesteśmy? – spytałam, lekko unosząc głos. Nigdy nie lubiłam niespodzianek, bo bardziej działały mi na nerwy, niż dawały jakąkolwiek radość. – Dobrze wiesz, że nie mam czasu na zabawy.
Billy jakby nie zwracał uwagi na to, co mówiłam, i pospiesznie opuścił bez słowa samochód. Wyszłam za nim i chwyciłam go za ramię.
– Spokojnie, Cath. – Zapomniał już, że mieliśmy nie wspominać o Catherine, ale bardziej irytował mnie w tamtej chwili jego uśmieszek. – Zaraz coś, a raczej kogoś, zobaczysz – zapowiedział i pomknął w stronę warsztatu.
Wszedł do środka, a ja powędrowałam za nim naburmuszona i rozdrażniona tą zabawą. Wewnątrz znajdowały się dwa powypadkowe samochody. W powietrzu unosił się zapach benzyny, płynu do spryskiwaczy i mocnej kawy. Na ścianach pełno było plakatów i kalendarzy z nagimi kobietami. Trzeba było uważać, by nie potknąć się o jakąś część od samochodu. Nabierałam już przekonania, że jesteśmy tam sami, gdy spod jednego z samochodów wysunął się chudy, młody mężczyzna cały pobrudzony czarną mazią. Zorientował się, że stoimy w warsztacie, po czym podniósł się i ruszył w naszą stronę, wycierając ręce w jasny skrawek materiału.
– O co chodzi? – Rozległ się donośny głos mężczyzny.
W tym samym momencie usłyszeliśmy skrzypnięcie drzwi dochodzące z drugiego końca pomieszczenia. Wyłoniła się stamtąd sylwetka postawnego, łysego mężczyzny z gęstą czarną brodą. Jego umięśnione ciało, a zwłaszcza ręce i łydki, pokryte były tatuażami.
– Spokojnie, Marshal. To znajomi – odparł i z rozłożonymi ramionami podszedł do Billy'ego, aby go uścisnąć.
– Kopę lat, stary! – rzucił Billy. Przyglądałam się tej radosnej scence nieco zdezorientowana i posyłałam przyjacielowi pytające spojrzenia.
– A ty pewnie mnie nie poznajesz, co? – zwrócił się do mnie. Wtedy coś zaświtało mi w głowie i wróciły wspomnienia pogrzebane głęboko w pamięci. Oczywiście, że pamiętałam tę twarz, jednak przez brodę trudno było od razu rozpoznać znajomą osobę.
– Brandon? Brandon Carson? – spytałam i otworzyłam usta ze zdziwienia. Młody mechanik spoglądał na naszą trójkę jeszcze bardziej zagubiony niż ja.
– Już myślałem, że będę musiał ci przypominać, kto naprawiał twoją perełkę – rzucił ze śmiechem Brandon. Uścisnął mnie mocno, czułam jego muskularne ręce obejmujące mnie w serdecznym uścisku.
– Co ty tutaj robisz? – zapytałam. I mnie delikatny uśmiech nie znikał z ust.
– Zaraz ci wszystko opowiem. Dobrze, że Billy ostrzegł mnie o twojej metamorfozie, bo naprawdę trudno byłoby cię rozpoznać – powiedział Carson, po czym zwrócił się w stronę pracownika. – A ty co tak patrzysz? Skończ, co zacząłeś. I niech Porter ruszy swoje dupsko i weźmie się do roboty! – warknął, wskazując na małe pomieszczenie obok wejścia, po czym zaprosił nas na górę.
Poznałam Carsona lata temu przez kontakt z jego bratem, Calebem, który zajmował się obrotem broni. Odsiedział za handel kilka lat, a później zniknął gdzieś na dłuższy czas. Nie widziałam go od tamtego czasu, podobnie jak Brandona.
– A więc co tutaj robisz? – zagadnęłam, kiedy wychodziliśmy schodami na górę, gdzie mieściło się małe mieszkanie.
– Kupiłem tę ruderę jakieś dwa miesiące temu. Wróciłem do San Francisco i wczoraj zadzwonił do mnie Billy, bo dowiedział się, że jestem w mieście. Co was sprowadza? Z tego, co widziałem, wozicie się jakimś starym rzęchem. Macie coś do naprawy? – spytał i zaprosił nas do środka. Weszliśmy do małego, skromnego salonu.
– Interesuje nas twój brat – poinformował Billy.
Brandon zmarszczył brwi i się zatrzymał.
– Mój brat? Nie mam pojęcia, gdzie on jest. Już dawno skończyłem z nim i jego robotą. Nie mieszam się w te sprawy – rzucił podenerwowany, a na jego skroni pojawiła się pulsująca żyła, która wskazywała na to, że Brandon wiedział coś na temat młodszego brata. Nie miałam pojęcia, do czego potrzebny był Billy'emu Caleb, ale najwidoczniej mój przyjaciel zdążył już coś ustalić.
– Naprawdę musimy się z nim spotkać. Sprawa jest bardzo poważna – mruknęłam, zmieniając ton na zupełnie łagodny.
Brandon popatrzył na Billy'ego, a później przeniósł wzrok na mnie i westchnął głośno. Na moment zapadła cisza. Wymieniałam spojrzenia z Billym, wyczekując reakcji Carsona. Wtem zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni i zerknęłam na wyświetlacz. Numer nieznany. Odeszłam na bok i odebrałam połączenie, w tle słyszałam jakieś trzaski i szmery.
– Zabawa się zaczyna, Catherine. – Usłyszałam w słuchawce szept.
– Kim jesteś? – warknęłam, jednak osoba, która do mnie dzwoniła, już zdążyła się rozłączyć.
– Co jest, Cath? – zapytał Billy.
– Wszystko w porządku. – Nie zamierzałam teraz wyjaśniać, co miało miejsce. Sprawa z Carsonem była o wiele ważniejsza.
– Prosimy tylko o jakiś kontakt z nim, Brandon. Dobrze wiesz, że tylko ty jesteś w stanie nam pomóc, jeśli chodzi o Caleba – odparł Billy.
Carson bez słowa podszedł do niskiego stolika, chwycił komórkę, która na nim leżała, a później wykonał jakiś telefon. Po chwili podszedł do nas i mruknął cicho:
– Nic więcej dla was nie zrobię. Poczekajcie tutaj. Zjawi się za pół godziny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz