Beta @NinaAvdeeva <3
~*~
Było około godziny szóstej. Słońce
nie prażyło już mocno, ale wciąż przyjemnie przygrzewało. Znalazłam się w
Montarze po przejechaniu około dwudziestu minut przy wtórze narzekań
taksówkarza, któremu nie podobało się, że zmierzałam do tak małego miasteczka.
Zgodził się za wysoką opłatą, a że nie chciałam ponownie używać samochodu, musiałam
na to przystać.
Jak powiedział Billy, dom Carsona
znajdował się tuż nad oceanem. Był niewielki, aczkolwiek prezentował się dość
dobrze. Na podwórzu rosły dwa pokaźne drzewa, a posesja była otoczona niskim,
drewnianym płotem pomalowanym na biało. Budynek wyglądał cudownie na tle
oceanu. Taksówkarz wysadził mnie na końcu drogi, która prowadziła pod wskazany
adres i po uiszczeniu rachunku odjechał z piskiem opon. Pomknęłam do wejścia i
zapukałam. Odpowiedziało mi głośne szczekanie psów, które zaczęły dobijać się
do drzwi, potwornie ujadając.
– Carson! Na miłość boską, uspokój swoje
kundle! – krzyknęłam, uderzając o wejście do domu pięścią.
W końcu ktoś przekręcił klucz i
drzwi się uchyliły.
– Ależ jesteś nerwowa, Cath. – W
środku stał Caleb z dwoma dobermanami, które doskakiwały do niego uradowane. Kiedy
mnie dostrzegały, zaczęły ponownie warczeć.
– Ucisz te psy – warknęłam. Gospodarz
machnięciem ręki zrobił, co nakazałam, po czym gestem zaprosił mnie do środka.
– Coś źle wyglądasz, Anderson. – Zlustrował
mnie całą wzrokiem.
– Ktoś mnie śledzi. Billy!
Pamiętasz, jak u Brandona ktoś do mnie zadzwonił? Powiedział, że zabawa dopiero
się zaczyna.
Carson, głaskający jednego ze
swoich pupili, zareagował śmiechem na moje słowa, po czym rzekł:
– A to jakaś nowość, że ktoś cię
śledzi?
Zmarszczyłam brwi i odgarnęłam
włosy opadające mi na twarz.
– Tak cię to bawi? Ktoś podrzucił
trupa do mojego wozu. Na dodatek była to prostytutka, którą odwoził niedawno
Billy – rzuciłam lekko poirytowana, podążając za Carsonem do sporego salonu
urządzonego w nowoczesnym stylu. Oczywiście kłamał, kiedy twierdził, że jest
spłukany. W rzeczywistości było wręcz przeciwnie, ale zawsze był wyjątkowo
chciwy.
– Dlaczego nic nie powiedziałaś? – zwrócił
się do mnie Billy. Nie widziałam go, prawdopodobnie siedział w sąsiednim
pomieszczeniu.
– Zupełnie o tym zapomniałam.
– Co takiego?! – zawołał przyjaciel,
wchodząc do pokoju.
Wyjaśniłam im wszystko po kolei.
Billy był przerażony i nieco pobladł. Widziałam w jego oczach strach, a mieliśmy
się czego obawiać, ponieważ morderca wciąż był o krok przed nami. Pojawił się
kolejny poważny problem, którego nie mogliśmy zbagatelizować.
– No pięknie. Rozwaliłaś taki
wspaniały wóz. Mnie byłoby trochę żal... – westchnął Caleb.
– Daruj sobie żarty – rzuciłam
przez zaciśnięte zęby, powstrzymując się od wybuchnięcia gniewem. Nie było mi
do śmiechu, a mężczyzna wciąż obracał sytuację w dowcip. W końcu to ja byłam na
celowniku, nie on.
– I co teraz? – spytał zmartwiony
całą sytuacją Billy. – Masz mój sprzęt?
Wtedy przypomniałam sobie, co było powodem
wycieczki do garażu przyjaciela.
– Niech to szlag! Kompletnie
wypadło mi to z głowy, kiedy zajęłam się ciałem. Przepraszam, Billy.
– W porządku. Teraz musimy wszystko
przyspieszyć – powiedział.
– Macie już coś? – zapytałam pełna
nadziei na dobre wieści, które w jakimś stopniu uratowałyby ten dzień.
– Popytałem co nieco i odnalazłem
stare kontakty. Nie było łatwo, ale coś zdobyliśmy – oznajmił Caleb, po czym przedstawił mi plik kartek ze
zdjęciami i dokumentacją. Billy w tym czasie szukał czegoś usilnie w komputerze.
– Masz szczęście. Harris wydaje
jutro bankiet – mruknął przyjaciel, nie odrywając wzroku od ekranu.
– To świetnie. Zapewne uda się go
złapać – powiedział Carson, spoglądając na monitor. – Raczej nie będzie
problemu z dostaniem się na tę imprezę, prawda?
– Jasne, ale co to w ogóle za
impreza? – spytałam, wertując otrzymane kartki.
– Już tłumaczę. Aiden Harris to
właściciel domu publicznego.
– Burdelu – wtrącił Caleb.
– Niech będzie. – Billy przewrócił
oczami. – Jest on właścicielem... burdelu. Rzadko bywa gdziekolwiek i zazwyczaj
zarządza interesami za pośrednictwem zatrudnionych ludzi. Nie wiadomo, jak
wygląda i czy w ogóle się tam pojawia. Mój stary znajomy, Matthew Forbes, był
kilka razy w jego burdelach. Został zaproszony na jutrzejszy pokaz. To
ekskluzywna impreza, a adres posiadają tylko nieliczni zaproszeni.
– Jak można się tam dostać? Twój
znajomy podał ci adres? – spytałam.
– Tym razem impreza ma odbyć się w
zupełnie innymi miejscu niż zwykle, a adres otrzymają tuż przed rozpoczęciem. Znajomy
podał mi telefon, pod który zgłaszają się dziwki, które chcą zarobić, i faceci
mający swoje potrzeby.
– Coś dla Carsona – mruknęłam.
– Hej, słyszałem to – warknął Caleb.
– Może ty się zgłosisz, co? Po tylu latach... – urwał, kiedy zmierzyłam go
piorunującym wzrokiem.
– Ty zrobisz to za mnie. Zgłoś
mnie, a ja zajmę się resztą – wycedziłam, chwytając Carsona za koszulkę. –
Jasne?
– Oczywiście, Catherine.
***
Następnego dnia obudziłam się,
kiedy promienie słońca wpadły do pokoju, w którym nocowałam. Carson nalegał,
byśmy zostali, na co oboje przystaliśmy. Ja spałam w małym pokoju obok salonu,
a Billy z Calebem zajęli pomieszczenia na górze. Billy siedział do późna przed
komputerem, próbując coś znaleźć, ponieważ był podenerwowany incydentem z
dziewczyną. Carson natomiast wciąż stroił sobie głupie żarty, tłumacząc się tym,
że chce rozładować atmosferę.
Gdy wstałam, udałam się do salonu,
gdzie powitały mnie szczekające głośno dobermany. Carson i Billy wciąż spali, więc zdążyłam
wziąć prysznic, wysuszyć włosy, przygotować śniadanie i znaleźć jakieś ubrania.
Co prawda były męskie, ale nie wyglądałam najgorzej. Czas upływał szybko, a ja
tkwiłam w miejscu, więc postanowiłam w końcu wciąć się do roboty. Znalazłam
numer zdobyty przez Billy'ego i się z nim połączyłam. Po paru sekundach odezwał
się kobiecy głos:
– Witam. W czym mogę pomóc?
– Interesuje mnie wasza oferta.
Chciałabym się zgłosić – powiedziałam pewna siebie. Na moment po drugiej
stronie zapadła cisza. Przypomniałam sobie wtedy nazwisko znajomego, od którego
Billy dostał kontakt. – Jestem znajomą pana Forbesa.
– Może pani powtórzyć nazwisko? – Kobieta
najwidoczniej wciąż była po drugiej stronie i żywo zainteresowała się znanym
jej imieniem.
– Forbes.
– Zwykle robimy rozpoznanie wstępne
i sprawdzamy, czy kandydatki się nadają, ale skoro jest pani znajomą pana
Forbesa, możemy zrobić wyjątek. To nasz dobry klient.
– Świetnie. Kiedy i gdzie mam się
stawić?
– Zostanie pani poinformowana.
Hasłem jest camouflage. Proszę czekać
na wiadomość – oznajmiła, po czym się rozłączyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz