wtorek, 28 kwietnia 2020

Rozdział 14: Camouflage


Beta @NinaAvdeeva <3

~*~ 
Było około godziny szóstej. Słońce nie prażyło już mocno, ale wciąż przyjemnie przygrzewało. Znalazłam się w Montarze po przejechaniu około dwudziestu minut przy wtórze narzekań taksówkarza, któremu nie podobało się, że zmierzałam do tak małego miasteczka. Zgodził się za wysoką opłatą, a że nie chciałam ponownie używać samochodu, musiałam na to przystać.
Jak powiedział Billy, dom Carsona znajdował się tuż nad oceanem. Był niewielki, aczkolwiek prezentował się dość dobrze. Na podwórzu rosły dwa pokaźne drzewa, a posesja była otoczona niskim, drewnianym płotem pomalowanym na biało. Budynek wyglądał cudownie na tle oceanu. Taksówkarz wysadził mnie na końcu drogi, która prowadziła pod wskazany adres i po uiszczeniu rachunku odjechał z piskiem opon. Pomknęłam do wejścia i zapukałam. Odpowiedziało mi głośne szczekanie psów, które zaczęły dobijać się do drzwi, potwornie ujadając.
– Carson! Na miłość boską, uspokój swoje kundle! – krzyknęłam, uderzając o wejście do domu pięścią.
W końcu ktoś przekręcił klucz i drzwi się uchyliły.
– Ależ jesteś nerwowa, Cath. – W środku stał Caleb z dwoma dobermanami, które doskakiwały do niego uradowane. Kiedy mnie dostrzegały, zaczęły ponownie warczeć.
– Ucisz te psy – warknęłam. Gospodarz machnięciem ręki zrobił, co nakazałam, po czym gestem zaprosił mnie do środka.
– Coś źle wyglądasz, Anderson. – Zlustrował mnie całą wzrokiem.
– Ktoś mnie śledzi. Billy! Pamiętasz, jak u Brandona ktoś do mnie zadzwonił? Powiedział, że zabawa dopiero się zaczyna.
Carson, głaskający jednego ze swoich pupili, zareagował śmiechem na moje słowa, po czym rzekł:
– A to jakaś nowość, że ktoś cię śledzi?
Zmarszczyłam brwi i odgarnęłam włosy opadające mi na twarz.
– Tak cię to bawi? Ktoś podrzucił trupa do mojego wozu. Na dodatek była to prostytutka, którą odwoził niedawno Billy – rzuciłam lekko poirytowana, podążając za Carsonem do sporego salonu urządzonego w nowoczesnym stylu. Oczywiście kłamał, kiedy twierdził, że jest spłukany. W rzeczywistości było wręcz przeciwnie, ale zawsze był wyjątkowo chciwy.
– Dlaczego nic nie powiedziałaś? – zwrócił się do mnie Billy. Nie widziałam go, prawdopodobnie siedział w sąsiednim pomieszczeniu.
– Zupełnie o tym zapomniałam.
– Co takiego?! – zawołał przyjaciel, wchodząc do pokoju.
Wyjaśniłam im wszystko po kolei. Billy był przerażony i nieco pobladł. Widziałam w jego oczach strach, a mieliśmy się czego obawiać, ponieważ morderca wciąż był o krok przed nami. Pojawił się kolejny poważny problem, którego nie mogliśmy zbagatelizować.
– No pięknie. Rozwaliłaś taki wspaniały wóz. Mnie byłoby trochę żal... – westchnął Caleb.
– Daruj sobie żarty – rzuciłam przez zaciśnięte zęby, powstrzymując się od wybuchnięcia gniewem. Nie było mi do śmiechu, a mężczyzna wciąż obracał sytuację w dowcip. W końcu to ja byłam na celowniku, nie on.
– I co teraz? – spytał zmartwiony całą sytuacją Billy. – Masz mój sprzęt?
Wtedy przypomniałam sobie, co było powodem wycieczki do garażu przyjaciela.
– Niech to szlag! Kompletnie wypadło mi to z głowy, kiedy zajęłam się ciałem. Przepraszam, Billy.
– W porządku. Teraz musimy wszystko przyspieszyć – powiedział.
– Macie już coś? – zapytałam pełna nadziei na dobre wieści, które w jakimś stopniu uratowałyby ten dzień.
– Popytałem co nieco i odnalazłem stare kontakty. Nie było łatwo, ale coś zdobyliśmy – oznajmił  Caleb, po czym przedstawił mi plik kartek ze zdjęciami i dokumentacją. Billy w tym czasie szukał czegoś usilnie w komputerze.
– Masz szczęście. Harris wydaje jutro bankiet – mruknął przyjaciel, nie odrywając wzroku od ekranu.
– To świetnie. Zapewne uda się go złapać – powiedział Carson, spoglądając na monitor. – Raczej nie będzie problemu z dostaniem się na tę imprezę, prawda?
– Jasne, ale co to w ogóle za impreza? – spytałam, wertując otrzymane kartki.
– Już tłumaczę. Aiden Harris to właściciel domu publicznego.
– Burdelu – wtrącił Caleb.
– Niech będzie. – Billy przewrócił oczami. – Jest on właścicielem... burdelu. Rzadko bywa gdziekolwiek i zazwyczaj zarządza interesami za pośrednictwem zatrudnionych ludzi. Nie wiadomo, jak wygląda i czy w ogóle się tam pojawia. Mój stary znajomy, Matthew Forbes, był kilka razy w jego burdelach. Został zaproszony na jutrzejszy pokaz. To ekskluzywna impreza, a adres posiadają tylko nieliczni zaproszeni.
– Jak można się tam dostać? Twój znajomy podał ci adres? – spytałam.
– Tym razem impreza ma odbyć się w zupełnie innymi miejscu niż zwykle, a adres otrzymają tuż przed rozpoczęciem. Znajomy podał mi telefon, pod który zgłaszają się dziwki, które chcą zarobić, i faceci mający swoje potrzeby.
– Coś dla Carsona – mruknęłam.
– Hej, słyszałem to – warknął Caleb. – Może ty się zgłosisz, co? Po tylu latach... – urwał, kiedy zmierzyłam go piorunującym wzrokiem.
– Ty zrobisz to za mnie. Zgłoś mnie, a ja zajmę się resztą – wycedziłam, chwytając Carsona za koszulkę. – Jasne?
– Oczywiście, Catherine.

***

Następnego dnia obudziłam się, kiedy promienie słońca wpadły do pokoju, w którym nocowałam. Carson nalegał, byśmy zostali, na co oboje przystaliśmy. Ja spałam w małym pokoju obok salonu, a Billy z Calebem zajęli pomieszczenia na górze. Billy siedział do późna przed komputerem, próbując coś znaleźć, ponieważ był podenerwowany incydentem z dziewczyną. Carson natomiast wciąż stroił sobie głupie żarty, tłumacząc się tym, że chce rozładować atmosferę.
Gdy wstałam, udałam się do salonu, gdzie powitały mnie szczekające głośno dobermany.  Carson i Billy wciąż spali, więc zdążyłam wziąć prysznic, wysuszyć włosy, przygotować śniadanie i znaleźć jakieś ubrania. Co prawda były męskie, ale nie wyglądałam najgorzej. Czas upływał szybko, a ja tkwiłam w miejscu, więc postanowiłam w końcu wciąć się do roboty. Znalazłam numer zdobyty przez Billy'ego i się z nim połączyłam. Po paru sekundach odezwał się kobiecy głos:
– Witam. W czym mogę pomóc?
– Interesuje mnie wasza oferta. Chciałabym się zgłosić – powiedziałam pewna siebie. Na moment po drugiej stronie zapadła cisza. Przypomniałam sobie wtedy nazwisko znajomego, od którego Billy dostał kontakt. – Jestem znajomą pana Forbesa.
– Może pani powtórzyć nazwisko? – Kobieta najwidoczniej wciąż była po drugiej stronie i żywo zainteresowała się znanym jej imieniem.
– Forbes.
– Zwykle robimy rozpoznanie wstępne i sprawdzamy, czy kandydatki się nadają, ale skoro jest pani znajomą pana Forbesa, możemy zrobić wyjątek. To nasz dobry klient.
– Świetnie. Kiedy i gdzie mam się stawić?
– Zostanie pani poinformowana. Hasłem jest camouflage. Proszę czekać na wiadomość – oznajmiła, po czym się rozłączyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz