Beta - @NinaAvdeeva <3
***
Kobieta, która
zaoferowała swoją pomoc w znalezieniu jakiegoś ubioru, była miła pomimo
chłodnego przywitania. Uświadomiłam ją, że nie obchodzi mnie zarobek, a jedynie
znalezienie pewnej osoby. Nie wspomniałam, że chodzi o właściciela całego domu
publicznego, ale niewielkimi krokami próbowałam czegoś się dowiedzieć na jego
temat.
– Myślę, że
najlepiej będziesz wyglądać w tym – obwieściła, wręczając mi kuse body utkane z
koronki, przez które bez problemu można było zobaczyć całe moje ciało.
– Dziękuję.
Odwdzięczę się jakoś – zaproponowałam.
Dziewczyna
spojrzała na mnie, jakbym powiedziała coś dziwnego. Zmarszczyła brwi.
– To drobiazg.
Mamy ich wiele. Zbieraj się, bo nie możemy tutaj zbyt długo przebywać, podobno
właściciel przez to nie zarabia, ale to zapewne plotka. Ochroniarze przeczesują
szatnię co jakiś czas i musimy być gotowe – powiedziała półszeptem, układając
swoje ogniste włosy.
– A co wiesz na
temat tego właściciela? – spytałam dociekliwie, oglądając strój.
– Nikt nic nie
wie. Z tego, co słyszałam, to wszystko załatwia przez swoich ludzi –
wyszeptała, jakby chciała, żeby nikt nie usłyszał naszej rozmowy. – Raz nawet
próbowałam się przedrzeć do jego sypialni, ale ochroniarze kazali mi spływać.
Chodzą słuchy, że woli facetów – dodała, unosząc kąciki ust.
– Facet, który
jest właścicielem burdelu, gejem? Jakoś w to wątpię – mruknęłam cicho. – Jak
się dostać do jego siedziby?
– Zwariowałaś? –
rzuciła ruda, piorunując mnie wzrokiem. – Co ty sobie wyobrażasz? Możesz
próbować, ale wierz mi, nie masz szans. To, że masz wielkie cycki, nie załatwi
ci wejściówki.
– Powiedz mi
tylko, gdzie mogę znaleźć jego pokój. Nie proszę o zbyt wiele – powiedziałam,
mając nadzieję, że w końcu się czegoś dowiem.
Dziewczyna
przyglądała mi się uważnie, jakby próbowała mnie rozszyfrować. Najwidoczniej obawiała
się tylko o konkurencję, a ja przecież nią nie byłam.
– Przejdź przez
główną salę. Później musisz przedrzeć się przez ochronę do ostatniej komnaty
wzdłuż kolejnego korytarza. Nie jestem pewna, czy tam przebywa, ale jedna z
dziewczyn widziała kilku kręcących się w tej okolicy ochroniarzy – wyszeptała, upewniając
się, czy aby nikt nie podsłuchuje naszej konwersacji. – A, no i od teraz wisisz
mi przysługę. Zazwyczaj nie robię niczego za darmo.
– Tyle
wystarczy? – spytałam, wyciągając spod biustu ukryty plik banknotów. Wręczyłam kilka
rudej, a resztę schowałam tam, skąd wyjęłam. Dziewczyna ukradkiem przeliczyła
gotówkę i się uśmiechnęła.
– Nie wiem, kim
jesteś, ale na pewno chodzi ci o coś więcej niż tylko forsa – oznajmiła i
schowała pieniądze.
– Ruszać się i
to już! Biegiem! Zaraz wpadnie tutaj ten gruby tłuścioch! No już! – warknęła
jedna z dziewcząt, która wyglądała na totalną lafiryndę. Była nieco starsza niż
większość i pozowała na liderkę. Rozdawała wszystkim dziewczynom maski i
poganiała je, by opuściły miejsca do przebierania i zajęły się potrzebami
mężczyzn. – Zbieraj się! Szybko! A ty? Na co jeszcze czekasz? – zwróciła się do
mnie z wrzaskiem.
– Ja już
wychodzę – syknęłam i zabrałam podarowany mi kostium. Na pożegnanie skinęłam
rudowłosej głową, na co odpowiedziała tym samym, po czym opuściłam szatnię.
Skierowałam się do sali głównej, jak zostałam poinstruowana.
Ponownie
musiałam przedrzeć się przez tłum niezaspokojonych mężczyzn. Wołali za mną i
czasami nawet łapali za tyłek, ale starałam się powstrzymać i to ignorować. Z
odrazą patrzyłam, jak młode kobiety sprzedają swoje ciała, by zarobić,
dostarczając przyjemności bogatym facetom. Nigdy nie pozwoliłabym sobie na coś
takiego, ale im było wszystko jedno. Liczyły się tylko pieniądze, a nie sposób,
w jakie je zarabiałby. Według nich to też była uczciwa praca, za którą
otrzymywały dobre wynagrodzenie. Nie mogłam myśleć o chaosie, który tam
panował. Interesował mnie tylko Harris i na nim zamierzałam się skoncentrować.
Kiedy znalazłam
się w głównym pomieszczeniu, rozejrzałam się w poszukiwaniu komnaty, do której
miałam się udać. Wszędzie pełno było mężczyzn i obsługujących ich kobiet. Na
scenie wciąż występowały striptizerki. Roznegliżowane kelnerki rozdawały drinki
i klucze do pokoi za sutą zapłatą. Zauważyłam, że jeden facet dobierał się do
wstawionej barmanki, która najwidoczniej sobie tego nie życzyła. Z wielką
ochotą przyłożyłabym draniowi w twarz, ale nie chciałam robić widowiska.
Podeszłam do
niego i chwyciłam za jego najcenniejszy skarb, szepcząc:
– Zostaw ją w
spokoju. To, że podaje ci drinki, nie oznacza, że możesz ją traktować, jak ci
się podoba. – Mężczyzna zmrużył oczy i otworzył usta. – Coś chciałeś dodać?
Nic? Tak myślałam. – Puściłam jego spodnie i ruszyłam dalej. Usłyszałam za
plecami słowo „suka”, ale nie zamierzałam odwracać wzroku. Nie było warto.
Nigdzie nie
mogłam dostrzec wspomnianej przez rudą komnaty. Sala była wypełniona ludźmi, co
jeszcze bardziej utrudniało poszukiwania. Starałam się przedrzeć przez tłum jak
najszybciej i dotrzeć do celu. Zajęło mi to dłuższą chwilę, gdyż musiałam
spławić dwóch wstawionych facetów chcących się do mnie dobrać. W powietrzu
unosił się osobliwy zapach z nutą alkoholu, a muzyka rozbrzmiewała w uszach
jakby coraz głośniej. W końcu udało mi się dobrnąć do drugiego końca głównej
sali. Rozejrzałam się w poszukiwaniu ochrony, która według informacji miała
gdzieś krążyć. Tak właśnie było. Powędrowałam w stronę ochroniarzy
patrolujących teren i sprawdzających, czy wszystko idzie zgodnie z planem.
Zauważyłam, że część z nich stoi w przejściu prowadzącym do długiego korytarza.
Ustawiłam się w pobliżu, analizując wszystko, co znajdowało się w moim polu
widzenia. Wtedy usłyszałam za plecami kobiecy głos.
– Nawet na to
nie licz.
Odwróciłam się i
ujrzałam przed sobą jasnowłosą dziewczynę – barmankę, którą wcześniej obłapiał
jakiś facet. Z trudem poruszała się na wysokich obcasach, trzymając tacę z
napojami.
– Co masz na
myśli? – spytałam, udając, że nie wiem, o co jej chodzi.
Blondynka
przewróciła oczami i zatoczyła się w moją stronę. Można było wyczuć od niej
alkohol, ale wyglądała, jakby brała coś jeszcze.
– Widzę, że
jesteś nowa. Nawet nie waż się wchodzić do tego pokoju. Tutaj płacą najwięcej,
ale i wymagają – wymamrotała, kiwając palcem. Zmierzyła mnie wzrokiem od góry
do dołu. O mały włos, a wylałaby na mnie połowę kolorowych drinków.
– Nie interesują
mnie pieniądze, tylko właściciel tej rudery. Mam do niego interes – syknęłam.
Jasnowłosa
cofnęła się nieco spłoszona.
– Interes ma
tutaj każdy, kochana. Ale skoro chcesz gadać z szefem, to załatwię ci to. Już i
tak wszystko mi jedno, odkąd zatrudnił jeszcze więcej tych latawic – prychnęła
i udała się chwiejnym krokiem w stronę ochroniarzy. Po chwili wróciła, niosąc
ze sobą pustą tacę. – To twój szczęśliwy dzień. Zazwyczaj nie jestem taka miła.
Powiedz, że jesteś od Susan i przyszłaś uzupełnić drinki – dodała, podając mi
tacę.
– Dzięki –
rzuciłam krótko.
– To ja dziękuję
– powiedziała barmanka, uśmiechnęła się i ruszyła w głąb tłumu, gdzie zniknęła
mi z oczu.
Chwyciłam tacę
jak prawdziwa kelnerka i pewnym krokiem ruszyłam w stronę ochroniarzy. Z daleka
przyglądali się mi dziwnie, ale już na wstępie obwieściłam im, że jestem od
Susan i interesuje mnie tylko obsługa. Jeden z nich przyglądał mi się nieufnie,
jednak w końcu pozwolił przejść. Poinstruował mnie, co robić i ostrzegł, bym
nie zbaczała z drogi, bo może się to źle dla mnie skończyć. Wciąż bacznie mnie obserwował,
kiedy szłam korytarzem.
Wszędzie panował
półmrok i z trudem dało się cokolwiek dostrzec. Przejście z głównej sali do
komnat było dość długie, a wokoło nie dostrzegłam żadnej osoby. Doszłam do końca
korytarza, gdzie znajdowały się schody na górę i obejrzałam się za siebie.
Podciągnęłam sukienkę i weszłam na pierwszy stopień. Nie widziałam żadnych
ochroniarzy ani ludzi, którzy plątaliby się w pobliżu.
Po chwili
usłyszałam kroki. Schowałam się w kącie, mając nadzieję, że nikt mnie nie
zobaczy. Czarna sukienka była fenomenalnym wyborem, gdyż zlewałam się w
półmroku z otoczeniem. Grupa ochroniarzy – napakowanych goryli – przeszła tuż
obok, ale ku mojemu szczęściu nie zauważyli mnie. Odetchnęłam z ulgą i się rozejrzałam.
W moim polu widzenia nie było żywego ducha. Na wypadek napotkania na swej
drodze kogoś niepożądanego uniosłam tacę i szłam jak kelnerka.
Na górze
znajdowały się trzy pokoje. Zauważyłam kamery, więc starałam się nie wyglądać
podejrzanie. Nagle ktoś złapał mnie za ramię i szarpnął mocno. Obróciłam się
szybko i, zobaczywszy ochroniarza, energicznie odparłam atak, uderzając go
metalową tacą w głowę, po czym zadałam mu potężny cios w szyję. Facet padł na
drewnianą podłogę niczym mucha, a ja odetchnęłam i poprawiłam sukienkę.
Ruszyłam naprzód, kierując się do pierwszych drzwi. Kiedy chwyciłam za klamkę,
poczułam wibrujący pod zaciśniętym gorsetem telefon. Próbowałam go wyjąć,
ponieważ czułam dyskomfort, a na dodatek obawiałam się jakiegoś niepokojącego
telefonu od Billy'ego i Carsona, którzy mieli dzwonić tylko w ważnych sprawach.
Miałam na sobie rękawiczki, co odrobinę utrudniało mi wyłowienie komórki. Po
kilku próbach udało mi się jednak ją wyjąć. Nawet nie spojrzałam na
wyświetlacz. Rozejrzałam się i przyłożyłam telefon do ucha.
– Co jest,
Billy? – powiedziałam szeptem, kładąc dłoń na klamce.
– Billy? Chyba
coś ci się pomyliło, Anderson. – Usłyszałam męski, obcy mi głos, który nieco
mnie przeraził. Ocknęłam się i spojrzałam na wyświetlacz. Numer był nieznany.
– Kim jesteś? –
spytałam, badając otoczenie wzrokiem.
– Nie będę psuł
ci tej niespodzianki. Przekonasz się, gdy zjawisz się po swojego brata. Od
ciebie zależy, czy będzie jeszcze żywy, czy martwy – powiedział mężczyzna.
Zatrzymałam się
gwałtownie, kiedy wspomniał o moim bracie.
– Masz Eliota? –
wycedziłam, opierając się o ścianę. Nie wiedziałam, czy miałam wierzyć
nieznajomemu, czy zignorować ten telefon. – Udowodnij to.
– Proszę bardzo.
Porozmawiaj sobie z siostrą, Eliot – odparł.
Usłyszałam
jakieś trzaski i hałas, który po kilku sekundach zniknął.
– Cath? – rozbrzmiał
bełkoczący, tym razem znajomy głos.
Otworzyłam usta
ze zdumienia, kiedy rozpoznałam brata. Wciąż żywego, oddychającego.
Zastanawiałam się, kim był jego oprawca i przeklinałam go w myślach, kreując
wizję najgorszych tortur.
– Gdzie jesteś?
– syknęłam, a kilka łez napłynęło mi do oczu, kiedy wyobraziłam sobie
konającego Eliota. Starałam się zachować spokój, ale od środka wypełniał mnie
nieopisany gniew szukający ujścia.
– Słyszysz
szumiący ocean? Dobrze znasz to miejsce, Catherine. Pospiesz się, jeśli chcesz
jeszcze porozmawiać z braciszkiem – obwieścił nieznajomy, po czym się rozłączył.
Nie wiedziałam,
co począć. Byłam dosłownie krok od wykonania zlecenia, ale nie mogłam opuścić
brata. Kotłowało się w mojej głowie od przeróżnych myśli. Byłam bezradna.
Ważniejszy był Eliot, ale by zacząć wszystko na nowo, musiałam zakończyć zadanie
i wyeliminować Harrisa.
Weź
się w garść, wrzeszczałam w myślach.
Rozmyślałam o
wskazanym przez nieznajomego miejscu. Dobrze znane mi miejsce, gdzie można było
usłyszeć wodę. Nie zajęło mi długo rozszyfrowanie tej zagadki. Domek letniskowy.
Ledwo utrzymywałam równowagę. Buty dziwnie uciskały mnie w stopy, ale starałam
się skupić na czymś innym. Musiałam jak najszybciej dotrzeć do rodzinnego domu
letniskowego, który stał nad oceanem szmat drogi stąd.
Niespodziewanie
moją gorączkę myśli przerwał jeden z goryli. Bez namysłu chwyciłam szarpnęłam
klamkę i weszłam do środka. Wtedy doznałam szoku na widok czegoś, co zupełnie
mną wstrząsnęło. Omalże nie upadłam na podłogę. Zachwiałam się nagle i
cofnęłam. Serce zatłukło się w mojej piersi, kiedy przed oczami zobaczyłam JEGO
twarz wpatrującą się moją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz